środa, 27 października 2010

Bezcenny dar

W filmie „Bezcenny dar” (Ultimate Gift, The) poznajemy Jason’a Stevens’a jest on młodym człowiekiem pochodzącym z bogatej rodziny, który o nic nigdy nie musiał się martwić i wiedzie beztroskie, imprezowe życie. Po śmierci swojego dziadka aby otrzymać spadek musi przejść przez 12 prób, które są darami od dziadka, darami aby uzyskać dar. Tym samym bohater odkrywa co jest najważniejsze w życiu.
Chcę dać Ci pewien dar, a nawet kilka darów, bezcenny dar, ale musisz na niego zasłużyć. Inaczej nic nie dostaniesz.
Dar pracy. „Odwaliłeś kawał roboty – dasz sobie w życiu radę”. Dar pracowitości, jakże ważny dar, jak wiele potrafimy gdy go posiadamy – masz dar pracowitości?
Dar pieniędzy. Umieć się z nimi obchodzić i umieć przetrwać bez nich, co za piękny dar – szczęśliwy kto go posiada.
Dar przyjaźni. „Długo przetrwa ta przyjaźń? Do końca mojego życia”. Przyjacielem się jest szczęśliwy ten człowiek który posiada przyjaciela, który posiada kogoś z kim może dzielić się sobą. Przyjaciel…
„Czy w ogóle potrafisz się uczyć?”. Dar nauki, wiedzy…, chęć poznania zdobycia czegoś więcej, zrozumienia niezrozumiałego, czy potrafisz…?
„Nic nie wiesz o życiu póki wszystkiego nie stracisz…”. Problem to też dar, dar zmierzenia się z nim, dar rozwiązywania, dar…, problem to też dar, dobrze przeżyty problem ubogaca. Wiedziałeś?,…
Rodzina, rodzina to dar, to największy skarb.
Śmiech, radość to też dar, dar który otrzymujemy ale który także jest zadaniem.
„Musisz być wolny jak ptak, marzyć o wielkich rzeczach. Nie mam własnego marzenia, ale wiem jak spełniać marzenia innych”… Marzyć, co za piękny dar.
Dar dawania.
Dar dziękowania.
Dar dnia, przeżyć cudowny dzień, dzień do którego będziesz chcieć wracać, a może więcej takich dni, cieszyć się nimi, dzień, mój dzień.
Dar miłości. The Gife of Love. To dar, bezcenny dar z nim pokonasz wszystko.

A co dla ciebie jest ważnie i ile darów już odkryłeś?

Msza.

wtorek, 26 października 2010

Starość.

Mężczyzna, wiek 92 lata, drobny, o szlachetnym wyglądzie, dobrze ubrany i starannie ogolony, o porządnie uczesanych włosach, który się budzi każdego ranka o siódmej, przeprowadza się dzisiaj do domu starców. 
Jego 70-cio letnia małżonka zmarła niedawno i stąd ta przeprowadzka. 
Po kilkugodzinnym cierpliwym oczekiwaniu, uśmiecha się przyjaźnie, gdy informują go, że jego pokój jest już przygotowany.
Kiedy swoim wózkiem inwalidzkim pomału jedzie w stronę windy, opisuję mu mały pokoik, którego okno przesłonięte jest płótnem zastępującym firankę. 
“To jest bardzo piękne” mówi z entuzjazmem ośmioletniego chłopca, któremu właśnie podarowano małego psiaka.
“Panie kochany, Pan jeszcze nie widział tego pokoju.” 
“To nie ma żadnego znaczenia”, odpowiada. 
„Szczęście jest czymś co wybierasz naprzód. To czy mój pokój jest ładny nie zależy od umeblowania, czy dekoracji. To zależy przede wszystkim od tego jak ja widzę daną rzecz. Ja już postanowiłem, że mój pokój jest ładny. Jest to decyzja, którą podejmuję każdego dnia po przebudzeniu. Sam wybieram czy chcę pozostać przez cały dzień w łóżku, licząc części ciała z którymi mam problemy, czy też wstanę i będę wdzięczny za te części, które ciągle mi jeszcze służą. Każdy dzień jest podarunkiem dla siebie i kiedykolwiek otwieram oczy, kieruję swój wzrok na nowy dzień i wspominam szczęśliwe chwile z życia.
Starość jest jak konto w banku, możesz wziąć z niego tylko tyle ile na nim masz.
Toteż, to jest moja rada, aby na swój rachunek szczęścia wkładać jak najwięcej się da.
Dzięki za współpracę i wkład do mego rachunku.” 

Anioł bez skrzydeł.

Pewnego ranka, gdy Bóg otworzył okno do nieba, zobaczył mnie i zapytał: „Moje dziecko, jakie jest twoje największe życzenie na dzisiaj?”
Odpowiedziałem: „Boże, ja modlę się, abyś otoczył opieką osobę, która czyta tę wiadomość, również jej rodzinę i jej przyjaciół. Oni zasługują na to.”
Miłość Boga jest jak ocean; wiesz, gdzie się zaczyna, ale nigdy nie wiesz, gdzie się kończy. 
Aniołowie naprawdę istnieją, ale czasami nie mają skrzydeł.   
 Nazywamy ich « przyjaciółmi ». 

Msza.

sobota, 23 października 2010

Ty tylko mnie poprowadź

Tomek Kamiński - Ty tylko mnie poprowadź

Msza.

Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia...


Gabriel Garcia Marquez, 74 - letni, wybitny pisarz kolumbijski, autor m.in. słynnej powieści "Sto lat samotności", laureat Nagrody Nobla z 1982 roku - jest chory na raka limfatycznego. Pisarz wycofał się z życia publicznego i do swoich przyjaciół rozesłał pożegnalny list, rozpowszechniany w Internecie.


     Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.

     Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.

     Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę. Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości!

     Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.

    Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).

    Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.

    Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.

     Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.

    Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył. Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.

    Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem. Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.

    Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.

    Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", "dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz. Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.

piątek, 22 października 2010

WIARA †


Zobacz cały film i odpowiedz na pytanie: Czym dla Ciebie jest wiara?

Czy zło istnieje?

Pewnego dnia uniwersytecki profesor postanowił sprowokować swoich uczniów.
Zapytał:
- Czy Bóg stworzył wszystko, co istnieje?
Pewien student odparł odważnie:
- Tak, stworzył.
- Wszystko? – spytał nauczyciel.
Tak, wszystko – brzmiała odpowiedź studenta.
W takim razie Bóg stworzył także zło, prawda?  Ponieważ zło istnieje – powiedział nauczyciel…
Na to student nie znalazł odpowiedzi i zamilkł. Nauczyciel był zachwycony możliwością udowodnienia po raz kolejny, że wiara jest tylko mitem.
Niespodziewanie inny student zgłosił się i spytał:
- Mogę zadać panu pytanie, profesorze?
- Oczywiście – brzmiała odpowiedź.
Czy zimno istnieje?
- Oczywiście – odpowiedział profesor. Czy nigdy nie czułeś zimna?
- W rzeczywistości, proszę pana, zimno nie istnieje. Według badań fizycznych, zimno jest całkowitym brakiem ciepła. Przedmiot może być badany tylko jeśli posiada i transmituje energię; to właśnie ciepło jest obiektem, który transmituje swoją energię. Bez ciepła przedmioty są obojętne, niezdolne do reakcji. Ale zimno nie istnieje. Stworzyliśmy termin zimno, by wyjaśnić brak ciepła.
- A ciemność? – kontynuował student.
- Istnieje – odparł profesor.
Myli się pan ponownie, ciemność jest całkowitym brakiem światła. Można badać światło i jasność, ale nie ciemność. Pryzmat Nicholsa pokazuje mnogość różnych kolorów, na które może zostać rozbite światło pod względem długości fal. Ciemność jest terminem, który stworzyliśmy, by wyjaśnić całkowity brak światła.
Na koniec student zapytał:
- A zło, profesorze, czy zło istnieje?         Bóg nie stworzył zła. Zło jest nieobecnością Boga w ludzkich sercach, jest brakiem miłości, człowieczeństwa i wiary. Miłość i wiara są jak ciepło i światło. One istnieją. Ich brak prowadzi do zła.
Tym razem to profesor trwał w milczeniu…
Nazwisko studenta brzmiało: ALBERT EINSTEIN

czwartek, 21 października 2010

Z wielkim żalem...

zawiadamiamy o zgonie ukochanego przyjaciela, który zwał się ZDROWY ROZSĄDEK...
…i który żył wśród nas przez wiele, wiele lat.
Nikt nie znał dokładnie jego wieku, bowiem rejestr, w którym odnotowano jego narodziny został zatarty już bardzo dawno, ze względu na jego wiekowość. Ale my go sobie przypominamy bardzo dobrze, zwłaszcza poprzez szczególne lekcje życiowej mądrości jak np.: „Świat należy do tych, którzy wstają wcześnie”, „Nie należy oczekiwać wszystkiego tylko od innych”,... i wiele, wiele innych…
ZDROWY ROZSĄDEK żył wyłącznie w prostych i praktycznych regułach, jak: „Nie wydawaj więcej niż masz”, i pouczających, przejrzystych zasadach, jak: „Ostateczna decyzja należy do rodziców”.
Niestety, ZDROWY ROZSĄDEK zaczął ginąć, gdy rodzice poczęli atakować profesorów, którzy uważali, że dobrze wykonują swoją pracę starając się nauczyć dzieci dobrych manier.
Gdy pojął, że nauczyciel został zwolniony za upomnienie zbyt rozbrykanego ucznia, jego stan zdrowia pogorszył się znacznie.
Zapadł na zdrowiu jeszcze bardziej, gdy szkoły zostały zmuszone do uzyskiwania zgody rodziców na założenie uczniowi opatrunku na drobne skaleczenie, podczas gdy nie mają prawa informować rodziców o znacznie poważniejszych zagrożeniach dotyczących ich dzieci.
W końcu ZDROWY ROZSĄDEK stracił prawo przeżycia gdy stwierdził, że chuligani i kryminaliści są lepiej traktowani niż ich ofiary. Ciosem dla niego, fizycznym i psychicznym, była decyzja Sprawiedliwości, że obrona przed rabusiem we własnym mieszkaniu jest naganna i że ten ostatni może skarżyć się na agresję i naruszenie jego własnej nietykalności cielesnej.
I, jak to z pewnością wiecie, śmierć ZDROWEGO ROZSĄDKU została poprzedzona przez zgon:
-     jego rodziców – Prawdy i Zaufania
-     jego żony Dyskrecji
-     jego córki Odpowiedzialności i syna Rozumu.
Pozostawił wolne miejsce dla trojga fałszywych braci, zwanych kolejno:
„Znam swoje prawa”, „To wina kogo innego”, „Jestem ofiarą społeczeństwa”
Oczywiście, na jego pogrzebie nie było tłumów, bo niewiele jest już osób, które naprawdę go znały i nieliczni zdali sobie sprawę, że odszedł.
Ale jeśli Wy przypominacie go sobie jeszcze i pragnęlibyście ożywić te wspomnienia, uprzedźcie swych przyjaciół o stracie naszego nieodżałowanego ZDROWEGO ROZSĄDKU, na przykład przez podzielenie się tym zawiadomieniem ...


poniedziałek, 18 października 2010

Most nadziei

Msza.

Odejdź..., przyjacielski pocałunek.


     Piotr słuchając Jezusa z łodzi powiedział do Niego: Odejdź!, bo Piotr słuchał nie zewnętrznych słów, ale wpuścił je do serca i tam poznał kim jest. A Jezus? Jezus mówi przytulając do serca: pójdź za mną. Ja pójdę, ale ty pójdź za mną! Nie jesteś samotną wyspą, popatrz co Jezus zabiera: próżnych synów Zebedeusza, grzesznych, nawet po zmartwychwstaniu Pawła najpierw oślepił. Zebrał sobie hałastrę! I poszli za Nim. Z Jezusem nie ma zabawy, On nikomu nie obiecał łatwego życia, owszem dobre, szczęśliwe ale nie łatwe. Ile musiało boleć apostołów, jak bardzo bolało Piotra gdy Jezus publicznie mu powiedział: zejdź mi z oczu szatanie. Nawet przekleństwa tak nie bolą jak to słowo – szatanie.
     Dlaczego szatnie? Bo Piotr myślał wyłącznie kategoriami ludzkimi przy powołaniu uniósł się Bożym Duchem tu zaś dał wyraz tylko ludzkim pragnieniom. A jednak Piotr nie odszedł. Teraz Jezus mówi idź przecz, przedtem Piotr mówił odejdź, ale Jezus wie że to już nie ten sam Piotr co wtedy. Gdzie indziej Piotr mówi: Panie a do kogóż pójdziemy? – Idź precz…., a do kogóż…
Tylko jeden poszedł. Ale proszę nie myśl źle o Judaszu, bo kiedyś może spojrzeć ci w oczy i co wtedy? Kto się będzie bardziej wstydził? Nie myśl, nie mów nic złego tylko współczuj, współczuj że nie poznał… Judasz przestał się wpatrywać ale nie oczyma ale sercem przestał patrzeć, przestał się wpatrywać w Jezusa. Jeśli przestał wpatrywać się w Jezusa to zaczął patrzeć w świat, jaki świat? A na jaki świat ty dzisiaj patrzysz?
Judasz przestał patrzeć na Jezusa i zauważył braki, widział że brakuje mu w sakiewce, sprzedał Jezusa bo potrzebna była forsa. Nawet nie zauważył że sprzedał człowieczeństwo, że sprzedał człowieka, że zaprzedał przyjaciela, nie zauważył bo patrzył tylko na siebie i…, i szybko stracił wszystko, stracił życie. Stracił życie nie dlatego że zdradził, ale dlatego że przestał się wpatrywać, że zaczął widzieć już tylko siebie. Nie rób tego! Nie mów że taki już jesteś, nie po to Jezus stał się do Ciebie podobny we wszystkim oprócz grzechu, oprócz tego co Cię boli. NIE! Ile potrzebnych było dni, lat, bólu aby mógł Piotr stanąć przed tymi którzy go o głowę skrócili – a on powiada że trzeba słuchać bardziej Boga niż ludzi. Ile dni i lat oślepienia Pawła aby móc potem powiedzieć: nie jestem godzien zwać się Apostołem ale stałem się słabym dla słabych. Świat nie zabierze garba który wyrósł za darmo, nie zabierze ale na pewno da. Trzeba nam zrobić pierwszy krok, gdy go postawimy On – Jezus – będzie naprzeciw by mnie poprowadzić.

niedziela, 17 października 2010

Gdy jesteś zagubiony.

Mój garb.

  • Dał nam Bóg dar słowa, abyśmy pocieszali – to dlaczego moje słowa ranią?
  • Dał nam Bóg dar słowa, abyśmy dodawali siły – to dlaczego moje słowa powodują, że ktoś człapie?
  • Dał nam Bóg dar słowa, abyśmy dodawali nadziei – to dlaczego tworzymy chór narzekań?
  • Dał nam Bóg dar mowy, byśmy się ubogacali – to dlaczego dzielimy?
  • Dał nam Bóg serce do miłowania – czemu w naszym sercu bywa tyle podziałów?
  • Dał nam Bóg dar myślenia, byśmy poznawali i świat czynili lepszym – dlaczego myśli nasze są zawiłe, wiele w nich zazdrości, pychy i wzgardy.


I stanął przed ludźmi Jezus i Ojciec namalował przed ludźmi obraz, obraz mojego człowieczeństwa, którego pragnę, takiego człowieka jakiego stworzył, mój portret taki jaki widział Bóg gdy mnie mama do chrztu niosła. Obraz bez mojego garbu, garbu grzechu i zmartwień. Stanął Jezus i otoczyli Go ślepcy, garbaci i kalecy. Jezus widzi to okaleczone człowieczeństwo i nie brzydzi się, nie gardzi ale też nie godzi się na to co we mnie widzi, choć kocha mnie – i to jest moja nadzieja.

Wyciąga rękę, obiecuje moc łaski, mówi że zostanie ze mną na wszystkie dni, i wtedy gdy jestem z Nim, ale i wtedy gdy jestem z dala od Niego – On jest nawet wtedy gdy próbuję Go odepchnąć. On jest na dobre i na złe. Nie otacza się prymusami jak lichy belfer, Jezus wyraźnie mówi nie potrzebują lekarza zdrowi i nie szukam sprawiedliwych i On idzie do tych ludzi, którzy prawie siebie już nie widza. Idzie do mnie.

środa, 13 października 2010

Msza.

Bracia.

     Jak  często w naszym życiu pojawia się sytuacja, która odbiera nam sens istnienia, jak często coś co nas dotyka i boli rodzi w nas zniechęcenie do dalszego działania i sprawia że wszystko wymyka się spod kontroli, wszystko staje się bezsensowne, a my wolelibyśmy się zamknąć w czterech ścianach i powoli umierać. Tymczasem często te bolesne wydarzenia są najlepszą alternatywą. 
      Dobrym przykładem takiego zachowania jest film BRACIA. Opowiada on historię szczęśliwej, kochającej się rodziny w której mąż i ojciec wyjeżdża do Afganistanu. Informacja o jego śmierci odbiera sens istnienia żonie. Jednocześnie brat bohatera zmienia swoje życia, troska o szwagierkę i jej dzieci staje się dla niego priorytetem, chce oddać im całego siebie. Uczucie które się między nimi rodzi nie ma szans na zaistnienie. A radosna informacja o odnalezieniu żołnierz i powrocie bohatera do rodziny staje się początkiem nieszczęścia. Na szczęście więź braterska jest tym to pozwoli przetrwać kryzys. 

Odnaleźć brata, mieć brata w drugim człowieku to mieć sens.

wtorek, 12 października 2010

Smutek smutku.

     Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
"Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: "
Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?"
"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" 
"Ja ... jestem smutny." odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?"
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem, "najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął. "Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.  Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!  Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem  i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. "Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule. "Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.  Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać.  Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę: "Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"

poniedziałek, 11 października 2010

Koniec świata.... :)

Szukam przyjaciela...


Któż z nas nie myślał o tym by mieć kogoś dla siebie, akceptującego nas, wiernego, dopingującego nas. Co z tych naszych marzeń, pragnień pozostaje? Czy mają one szanse realizacji? Może ktoś taki się pojawił, ale wykpił, wyśmiał, wszystko było dobrze do póki coś nas łączyło, interes, szkoła, zainteresowania, wspólna sprawa. I wszystko się skończyło. Pytanie: Czy ja nadaję się na przyjaciela? Chęć posiadania przyjaciela pozostaje.
Kim jest przyjaciel? – to kumpel z dawnych lat?, narzeczony/a?, małżonkowie po zerwaniu relacji mówią: „zostańmy przyjaciółmi”. Ktoś powie: „oto mąż ma przyjaciółkę”, „żona ma przyjaciela” – myśląc o kochanku, o zdradzie, w ogrodzie oliwnym Jezus do Judasza: „Przyjacielu, po coś przyszedł?” Kom jest przyjaciel, czym jest przyjaźń?
Przyjaźń to tajemnica ludzkiego ducha, tajemnica osób w którą wkracza Bóg. Być w przyjaźni to być blisko drugiego, przy-ja-ciel = być przy ciele, być przy drugim człowieku. W przyjaźni moje „ja” i twoje „ja” to jedno z zaangażowaniem woli. Dojrzałe zaangażowanie woli względem drugiej osoby dąży do jej dobra. Dwa „ja” = jedno „my”.
Po co człowiekowi przyjaciel? Czy człowiek może obejść się bez przyjaciela? – może, ale na szczęście nie musi! Znalezienie przyjaciela jest trudne. Kto znalazł przyjaciela skarb znalazł, skarb – bezcenny skarb. Jednak przyjaciele mogą być zawodni w chwilach prób, gdy jeden zmienia stan, status swego życia (przykład Dawida i Jonatana - księga Samuela).
Jezus nazwał nas przyjaciółmi, zostaliśmy obdarzeni Jego przyjaźnią to też powinna być zachęta by do tej przyjaźni dorastać. Przyjaźń to jeden z ważniejszych po piciu, jedzeniu i oddychaniu warunek życia, dlatego Pismo Święte powie: „nie dobrze aby człowiek był sam” – tym samym zachęca nas: SZUKAJ PRZYJACIELA!

sobota, 9 października 2010

Małe Tęsknoty



Powiedz, dlaczego na świecie
tak dziwnie toczą się dni?
Dlaczego ktoś za kimś tęskni,
dlaczego ktoś za kimś śni?
Dlaczego szczęście ucieka
gdzieś w mroczną ciemną dal,
a w sercu drugiego człowieka
zostaje smutek i żal?
Dlaczego czas wszystko zmienia,
dlaczego zostają łzy?
Dlaczego o Tobie i o mnie
nie można już mówić - my?
Dlaczego szczęście ucieka,
gdy blisko wydaje się być?
Czy już na zawsze tak pozostanie mi żyć?
znalazłem ten wiersz na jednej ze stron zdaje się być adekwatny do obecnego czasu.

piątek, 8 października 2010

Szatańskie sidła.


       Zaczęło się wszystko od niewinnie zapalonego papieroska, potem alkohol, który dawał poczucie męskości i wyższości i choć tytułowy bohater, Dorian Gray, już na początku filmu jest kimś, posiada fortunę i imponuje innym to za wszelką cenę chce udowodnić coś jeszcze. Rozkochał w sobie kobietę, którą zdradza, do jego życia wtargnęły narkotyki i sex pod każdą postacią, w końcu ma krew na rękach a wszystko w okazanej pogardzie względem najbliższych i otoczenia. Liczę się tylko ja - tak działa szatan a Dorian Gray zaprzedał mu swoją duszę. 



 


Film leci w kinie - warto zobaczyć naprawdę jest to jeden z tych filmów który pokazuje jak szybko można zatracić się w swoim życiu i widzieć tylko swój obraz, obraz który może nieść zagubienie - ratunek? - jedynie w przyjacielu.

czwartek, 7 października 2010

Requiem for a Dream

To film, w którym poznajemy historię trojga młodych ludzi i starszej kobiety, Wszyscy bohaterowie filmu na swój sposób przeżywają samotność, zagubienie i gonią za realizacją swoich marzeń. Pogoń za za nowym, lepszym życiem powoduje ich zagubienie w uzależnieniu, w nałogach tego świata, a ich marzenia nie mają szans na realizację. Bohaterowie nie potrafią odnaleźć się w otaczającym ich świecie, palą wszelkie mosty relacji międzyludzkich, byle tylko dostać swoje (narkotyki, słodycze, telewizję rozkosz, papierosy). Ich pragnienie zrealizowania się w życiu, ich pogoń za własnymi marzeniami i chęcią bycia szczęśliwym sprawia że ich życie staje się farą, iluzją a sami stają się samotnikami choć otoczonymi Brooklyn'skim gwarem.  Każdy w ostateczności pozostał sam z własnymi marzeniami.
 
Jak łatwo skazać siebie na samotność, jak łatwo w pogoni za własną wizją szczęścia zapomnieć o drugim...
Czy tak widziałeś ten film??? Bo dla mnie był właśnie takim.
“Nie zna smaku prawdziwego życia, kto przez tunel samotności się nie przeczołgał.”
Stachura 
 
 

Samotność.

     Czasem osamotnienie jest wezwaniem człowieka, wezwaniem z którego człowiek może wyjść tylko silniejszy. Bóg chce niektórych mieć tylko dla siebie i przy sobie, chce aby doświadczyli samotności po to aby innym pomogli przeżyć ich samotność (pustelnicy, zakonnicy).
     Każdy z nas został powołany w pewnym sensie do samotności. Na niektórych jednak Bóg kładzie szczególną pieczęć osamotnienia, chce ich szczególnie ze sobą związać. Wszyscy jesteśmy pielgrzymami, a niektórzy z powołani SA do szczególnej pielgrzymki pustyni. Chrześcijańskie rżycie w samotności jest życiem miłości do człowieka objawionej w Chrystusie. Miłość objawiona w Chrystusie zaś jest możliwością osiągnięcia wieczności, jest bramą do wieczności. Taka samotność pozwala na osiągnięcie dystansu wobec własnych skłonności (i tych dobrych, i tych złych). Człowiek nabierający dystansu może zobaczyć wartość życia. Chrześcijanin wezwany do samotności niesie w sobie wiarę, bo wie, że jest z nim Jezus. Samotność ni odrzuca niczego co jest zasadnicze w relacjach do drugich osób, opuszcza to co jest banalne, powierzchowne, to co trzeba opuścić aby wejść w życie z dystansu i wobec Boga i wobec człowieka. Odchodzi od tego co tandetne, rozrywkowe, tanie aby zapełnić to prawdziwymi wartościami i trzeba nam dystansu aby ww. cechy wypełnić wartościami (można zgodzić się na wieloletnie osamotnienia a wnętrze wypełnić byle czym; Poco?). Osoby kontemplacyjne bardzo mocno żyją sprawami tego świata, tak mocno że są gotowi na męczeństwo. Gdy kogoś kochamy nie możemy tolerować tego co go niszczy, wybiera się wtedy samotność niż fikcję po to by wsłuchać się dokładniej w głos swojej samotności, w tchnienie Ducha Świętego – Co mówi do mnie?, Co muszę robić?
Jest to czas na ukształtowanie czystej wiary miłości. Czas ten wypełniany jest modlitwą, zaś ta modlitwa i wiara odnawia życie. Z tej perspektywy samotności i dystansu będziemy mieli światu coś do zaoferowania – konkretną hierarchię wartości, w przeciwnym razie świat pochłonie człowieka który nie umie przeżyć swojej samotności.
     W relacjach między ludźmi jest dziś tak wiele kłamstwa i fikcji. Samotnik musi być głęboki wewnętrznie, krytyczny względem siebie itd. W tym praktycznym doświadczeniu samotności ważne są jasne określenia:
•    Trzeba się do niej otworzyć od środka
•    Można ją przeżywać jako bogatą możliwość
•    Wewnętrzna samotność pozwala wewnętrznie przeżyć wiarę i miłość
•    Musi mieć relacje osobowe
•    Musi mnie otworzyć na osobę Boga.
Doświadczenie samotności dopiero czyni człowieka wartościowym, takim który może uczynić coś dla świata, coś mu dać bo mądrość, miłość i wiara rodzą się w samotności w dystansie do świata.

wtorek, 5 października 2010

Odkryć sens.


Jednego dnia, mały motyl zaczął wykluwać się z kokonu; człowiek usiadł i przyglądał się jak motyl przeciska swoje ciało przez ten malutki otwór.
I wtedy motyl jakby się zatrzymał.

Tak jakby zaszedł tak daleko jak mógł i dalej już nie miał sił.
Więc człowiek postanowił mu pomóc: wziął nożyczki i rozciął kokon.
Motyl wyszedł dalej bez problemu.

Miał za to wątłe ciało i bardzo pomarszczone skrzydła.
Człowiek kontynuował obserwacje,
ponieważ spodziewał się, że w każdej chwili skrzydła motyle zaczną grubieć, powiększać się dzięki czemu motyl będzie mógł odlecieć i zacząć żyć.
Tak się nie stało!
Motyl spędził resztę życia czołgając się po ziemi z mizernym ciałem i pomarszczonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie latać.
Człowiek w całej
swej życzliwości i
dobroci nie wiedział,
że walka motyla z kokonem była
bodźcem dla jego
skrzydeł i dzięki
temu motyl był
w stanie latać,
gdy tylko pokona
opór kokonu.
Czasem walka to to, czego nam w życiu potrzeba.

Jeśli Bóg pozwala nam iść przez życie bez  jakichkolwiek problemów to może to zrobić z nas słabeuszy. Nie bylibyśmy tak silni jak moglibyśmy.
Nie bylibyśmy zdolni do latania.
Czasem walka to to, czego nam w życiu potrzeba.

Jeśli Bóg pozwala nam iść przez życie bez  jakichkolwiek problemów to może to zrobić z nas słabeuszy. Nie bylibyśmy tak silni jak moglibyśmy.
Nie bylibyśmy zdolni do latania.
Prosiłem o siłę...
Bóg dał mi przeciwności losu, aby zrobić mnie silnym.

Prosiłem o mądrość...
Bóg dał mi problemy do rozwiązania.

Prosiłem o dobrobyt...
Bóg dał mi mózg i krzepę.
Prosiłem o odwagę…
Bóg dał mi przeszkody do pokonania.



                                                       Prosiłem o miłość...
                                                                    Bóg dał mi ludzi w kłopocie, aby im pomóc.

poniedziałek, 4 października 2010

World Youth Days

Mrok

Kiedyś mogłem sam wybierać: wiara, miłość i nadzieja.
Nieskończoność miałem w dłoniach; Gdzie to teraz jest?

Gdzie są tamtych chłopców oczy? Strach przed wielkim, zachwyt bosy...?
Kto ich zmienił, kto ich złamał? Gdzie to jest, no gdzie?

Powiedz mi, bo mrok wstaje...


Może zbyt kochałem życie, chciałem objąć je! I otwarłem za szeroko ramion most...
Może życie mnie kochało, mocno, mocno zbyt i rozwarło swe ramiona, wypuściło nagle mnie.

niedziela, 3 października 2010

Umocnij wiarę - kazanie do młodzieży 03. 10. 2010r.

Na początek naszego dzisiejszego rozważania może troszkę biologii, a raczej nawet botaniki. Morwa czarna może rosnąć nawet 600 lat, samo drzewo osiąga zazwyczaj jakieś 8 – 12 metrów wysokości. Charakterystyczną cechą tego wspaniałego drzewa jest jego piękna, rozłożysta korona, która sprawia, że w sprzyjających warunkach szerokość korony znacznie przekracza wysokość drzewa, osiąga więcej niż 12 metrów. Morwa czarna uprawiana jest głównie ze względu na smaczne, słodko kwaskowate  owoce. Korzenie tego drzewa sięgają dość głęboko i są zazwyczaj tak rozłożyste jak sama jego korona a więc także przekraczają kilkanaście metrów średnicy, zrazem trzeba nam dodać że korzenie tego wspaniałego drzewa są bardzo kruche i łatwo można je uszkodzić przez co zniszczeje całe drzewo, a to sprawia że nawet małą morwę trudno przesadzić. No i jeszcze jedna istotna informacja: morwa zasadniczo żadna mora nie lata, nie posiadają one zdolności latania.
A jednak wystarczy wiara jak ziarnko gorczycy, aby ruszyć to wspaniałe jakże kruche ale także jakże mocno osadzone na ziemi drzewo. Wystarczy maleńka wiara. Tak powiedział dziś Jezus, a nie mam powodów by Mu nie wierzyć – bo w końcu dziś o wiarę chodzi. Wystarczy wiara maleńka jak ziarno gorczycy a tak ogromne drzewo przesadzi się w morze.
Moment, moment, w takim razie dlaczego świat nie roi się od latających drzew?, czy nie ma na świecie ludzi naprawdę wierzących?
Wiara to potężna moc. Tyle tylko że nie polega ona na sztuczkach. Fakt możemy w tym miejscu przytaczać tysiące cudów, które dokonały się mocą wiary. W naszych czasach na naszych oczach dzieją się rzeczy niezwykłe i w tym miejscu sam mógłbym przytoczyć kilka niezwykłych cudownych wydarzeń których mogłem być świadkiem. One są ważne i nie należy ich bagatelizować, ale chyba nie tylko o to chodzi, aby cokolwiek udowadniać. Ba, sam Chrystus tydzień temu powiedział nam że nawet gdyby ktoś z martwych miał nas przekonywać i tak nie uwierzymy, bo często chcemy Boga ogarnąć naszym małym umysłem, chcemy Go zamknąć w naszych myślach i granicach naszych możliwości. Pewnie że trzeba nam wielu rzeczy dociekać o wierze spraw pytać, ale trzeba nam także zostawić miejsce na tajemnicę, na tajemnice wiary.
I dziś Chrystus kieruje naszą uwagę  właśnie ku temu co niewidzialne i niewytłumaczalne, kieruje nasze myśli i serca w stronę wiary. Ewangelista Łukasz zapisał że Apostołowie prosili Pana a więc modlili się o przymnożenie ich wiary. Za chwilę i my staniemy i złożymy nasze wyznanie wiary, nasze Credo zapytajmy dziś samych siebie czy tak naprawdę wierzymy w to co mówimy, w każdej słowo jakie pada w tej modlitwie, zapytajmy samych siebie czy zastanowiliśmy się już kiedyś co tak naprawdę mówimy  i na czym polega ta nasza wiara. Pamiętam jak kiedyś do spowiedzi przyszedł pewien człowiek i zaczął swoją spowiedź do tego że tak naprawdę to w Boga nie wierzy. Zapytałem dlaczego?, w odpowiedzi usłyszałem słowa no bo proszę księdza trudno mi wierzyć w dziadka z długa brodą siedzącego wiecznie na tronie którego wachlują aniołki. W takiego Boga ja też nie wierzę. Panie przymnóż nam wiary.
Apostołowie uczniowie Chrystusa, którzy widza zadziwiające znaki i cuda, którzy dostrzegają w Jezusie kogoś niezwykłego, którzy składają wyznanie wierzy ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego dziś wołają przymnóż nam wiary. Bo nikt, żaden z nas nie posiada patentu na wiarę, nikt żaden z nas nie posiada patentu na miłość, a jednak wierzymy w miłość i troszczymy się o tych których kochamy, pokładamy w nich ufność i wierzymy w nich, a jaka jest nasza wiara w Boga?, w Boga który sam jest najdoskonalsza, najczystsza Miłością? Panie przymnóż nam wiary.
Wiarę można utracić, można zaniedbać się w wierze i to bardzo szybko i bardzo łatwo, wystarczy trochę zapomnienia o modlitwie o kontakcie z Bogiem, wystarczy tylko że pozwolimy aby w naszym sercu zagościła słabość i  chęć stania się Bogiem, a może nawet będziemy przychodzili do kościoła, może nawet zaśpiewamy jakąś pieśń nawet stojąc z znajomymi przed kościołem powiemy że słyszymy i co z tego jeśli nie uczestniczymy, jeśli nie dajemy się Bogu dotknąć, przemienić, jeśli nie pozwalamy Bogu na zasianie w nas ziarna gorczycy wiary, jeśli z Nim nie rozmawiamy.
Dawid Ben Gurion, były premier Izraela zapytał kiedyś Martina Bubera, wielkiego filozofa religii:
- Panie profesorze, dlaczego właściwie wierzy Pan w Boga?
- Gdyby to był taki Bóg – odpowiadał Buber – o którym można tylko mówić – to bym nie wierzył. Ale ponieważ jest to Bóg, z którym można też rozmawiać – dlatego wierzę.
     I o to chodzi, chodzi o to aby chcieć umieć z Bogiem rozmawiać, aby chcieć prosić nie tylko o zdrowie czy pomyślność w szkole czy na studiach, ale aby umieć chcieć także z Bogiem porozmawiać a naszym życiu pytać Boga jakie są Jego plany względem nas, aby umieć także z Bogiem się kłócić, prorocy się kłócili z Bogiem, a może on właśnie czeka aż przyjdziesz i mu wygarniesz wszystko, aż powiesz Mu co leży ci na sercu, z czym się borykasz a ty tylko czasem szepczesz Mu wierszyki i to szepczesz jak zaklęcia albo życzenia względem wróżki, a On czeka abyś przyszedł i opowiedział mu o swoim życiu nie o Twoich planach ale o tym co ważne dla ciebie. Przyjdź i powiedz Mu, powiedz Mu także że trudno Ci wierzyć i proś, proś o przymnożenie wiary, proś także innych, proś kościół o modlitwę za ciebie.
    Kiedyś w czasie telewizyjnego wywiadu prowadzonego na żywo Matka Teresa z Kalkuty została zaatakowana przez jakiegoś dziennikarza:
- Siostra kocha biednych – to wspaniale. Ale jak to jest z tym całym bogactwem Watykanu i Kościoła?, to przeszkadza.
Reakcja Matki Teresy była typowa dla niej. Najpierw popatrzyła pytającemu prosto w oczy, a potem powiedziała:
- Pan musi byś nieszczęśliwy. Coś pana przeraża. Brakuje panu spokoju serca.
Dziennikarz zmieszał się i stracił fason. A zakonnica ciągnęła dalej:
- Pan powinien wierzyć!
- A skąd mam wziąć wiarę?
- Trzeba się o nią modlić.
- Ja nie potrafię się modlić.
- W takim razie będę to robiła za pana – zaproponowała Matka Teresa – ale niech pan spróbuje dawać ludziom przynajmniej uśmiech. Uśmiech wnosi w nasze życie jakąś cząstkę Bożej rzeczywistości.
Bracie Siostro uśmiechnij się dzisiaj, uśmiechnij się do tego kto siedzi obok ciebie, uśmiechnij się do swoich bliskich, ale przyjdź także tu przed ołtarz i uśmiechnij się do Boga i powiedz Mu: dziś potrafię tylko tyle ale proszę Cie przymnóż mi wiary.