sobota, 31 grudnia 2011

miniony rok?



Jeśli nie masz powodu by po policzku popłynęła Ci łza smutku lub radości z minionego roku - to był to rok stracony!

piątek, 30 grudnia 2011

30000 odwiedzin

DZIĘKUJĘ wszystkim którzy tu zaglądają, mam nadzieję że choć troszkę to co tu zostawiam ubogaciło Wasz życie, lub dało powód do chwili refleksji.

Dziękuję!

Boże mój, dopomóż mi chcieć tego, co Ty chcesz mi dać.

Chcę pokazać ci, jak radykalną zmianę powoduje moje przebaczenie. Po pierwsze, gdy stajesz przede Mną i wyznajesz swoje błędy, Ja potrafię ci je wybaczyć. To krok numer jeden. Następnym moim posunięciem jest wymazanie twojego grzechu. Biorę wielką gąbkę i wywabiam plamę po tym, co zostało zrobione. 
Ale jest jeszcze coś! Ja ci wybaczyłem, więc i ty teraz musisz wybaczyć sobie. To jedyna droga, żeby zacząć wszystko od nowa. Ja nie tylko wywabiam plamę grzechu, ale gdy ona już zniknie, zapominam, że w ogóle tam była! A tobie radzę przestać się obwiniać, ale wyciągnąć z tego, co się stało, dobre wnioski na przyszłość. Moje wybaczenie to nie pigułka powodująca amnezję, to szansa lepszego życia. Pamiętaj o tym co się stało po to, aby już nigdy nie postąpić tak samo.

przebaczenie ... ? ...

"Przebaczenie....? Niby łatwe, ale w rzeczywistości trudne do zrealizowania. Wielu z nas staje przed wyborem: przebaczyć czy nie. Ja też kiedyś znalazłam się w takiej sytuacji. I mogę śmiało stwierdzić, że przysporzyło mi to niemało kłopotu. Nie łatwo było przebaczyć przyjaciółce, która wiele lat naszej przyjaźni przekreśliła w jednej chwili. Na początku nienawidziłam jej, lecz później przypomniałam sobie słowa Chrystusa "miłujcie nieprzyjaciół swoich". Wtedy postanowiłam, że przemyślę to jeszcze raz. Była to przyjaźń piękna, rozkwitająca, wciąż odkrywająca swe wspaniałości. Każda z nas mogła liczyć na drugą. Dlaczego więc ona odeszła? Wiedziałam, że miała prawo odejść, ale i ja miałam prawo wiedzieć, dlaczego? Później zrozumiałam, że z jej strony nie była to prawdziwa przyjaźń. I nie pozostało mi nic innego, jak zrozumieć jej postępowanie i przebaczyć. Wtedy nauczyłam się akceptować wybory innych i w ten sposób rozumieć ich samych".                                                                                          Aga.

"Wiele rzeczy wokół nas dzieje się bez naszej wiedzy, często nie wiemy czego możemy spodziewać się od innych ludzi, czasem najbliższych przyjaciół. Przebaczyć po jakiejkolwiek krzywdzie jest bardzo trudno, potrzebujemy czasu, aby zebrać się w sobie i wreszcie wyciągnąć rękę i pogodzić się. Kiedyś myślałam, że wszystko na świecie jest proste i dobre, że każdy jest szczęśliwy. Niedawno zrozumiałam, że każdy musi przeżyć jakąś tragedię. Byłam chyba na skraju wiary we wszystko, co do tej pory było najważniejsze. Jednak pojednałam się ze sobą, ze wszystkim, co mnie otacza i z Bogiem. Niektórzy ludzie jednak nie rozumieją chyba słowa "wybaczać" często nie zdają sobie sprawy, że ranią innych, czasem swoich najbliższych. Dopiero, gdy ci odchodzą, zauważają wyrządzane im krzywdy, widzą, że tak naprawdę to oni bardzo mocno ich kochali, tylko nie umieli tego okazać. Dopiero niedawno ja sama nauczyłam się przebaczać. Uważam, że największą wadą człowieka jest niezdolność do przebaczania, do zrobienia pierwszego kroku w drodze do szczęścia. Dlatego każdy powinien nauczyć się tej odwagi, przynajmniej spróbować".
Iza.


"Przebaczenie jest najtrudniejszą decyzją, przed jaką może stanąć człowiek. Trudno jest wybaczyć komuś, kto bardzo nas zranił. Gdy człowiek, który nazywa nas swoim przyjacielem, nagle okaże się zupełnie inną osobą - wyrządza krzywdę, której już chyba nie da się naprawić. Przebaczyć takiej osobie jest bardzo trudno. Miałam kiedyś kolegę, którego znałam od najmłodszych lat. Bardzo się lubiliśmy. Myślałam, że gdyby nie on, to moje życie byłoby nudne, nieciekawe, po prostu nie miałoby sensu. W roku szkolnym wszystkie weekendy spędzaliśmy razem, na wakacjach codziennie wybieraliśmy się na wycieczki rowerowe. Czułam się z nim szczęśliwa. Zawsze potrafił mnie zrozumieć i rozweselić. Pewnego wrześniowego dnia wypowiedział słowa, których chyba nigdy nie zapomnę. Powiedział, że jestem głupia, nudna i że nie chce mnie już znać. Poczułam wielką rozpacz, ból, był prawie całym moim światem. On chciał mnie przeprosić, usiłował poprzez nasze koleżanki przekazać, że wcale nie chciał tego powiedzieć, że naprawdę tak nie myśli. Ale ja mu nie przebaczyłam. Kiedy wydaje mi się, że zapomniałam, to wciąż do mnie wraca ten żal i ból. Chciałam kiedyś mu wybaczyć. Modlę się o taką siłę dla mnie".
Iwona.

piątek, 23 grudnia 2011

Święty czas.

Tajemnica Bożego Narodzenia niech zagości w naszych sercach. 
Łaska Boża płynąca z betlejemskiego żłóbka niech napełnia pokojem i oświeca nadchodzące dni, aby każdy smutek mógł ustąpić, aby każdy brak został zaspokojony i aby nadzieja na nowo zapukała do naszych serc.

Błogosławionych Świąt!!!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

... jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata 
i wyciągasz do niego ręce, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, 
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", 
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,


Zawsze wtedy, 
jest Boże Narodzenie.

Matka Teresa z Kalkuty


sobota, 17 grudnia 2011

Obdarowywany darczyńca.



Nigdy nie jest tak, żeby człowiek, czyniąc dobrze drugiemu, tylko sam był dobroczyńcą. Jest równocześnie obdarowywany, obdarowany tym, co ten drugi przyjmuje z miłością.

niedziela, 11 grudnia 2011

Kazanie III NA - oskarżenia.

Kolejna niedziela Adwentu i po raz kolejny jawi się przed nami postać Jana Chrzciciela. Tydzień temu gościł w naszej wspólnocie ojciec duchowny seminarium i także słuchaliśmy Ewangelii o Janie Chrzcicielu. On – moderator seminarium – w swoim kazaniu nakreślał nam postać tego wielkiego człowieka i porównywał go do współczesnych czasów. Chciał nam pokazać że takimi współczesnymi Janami mają być kapłani, mają być tymi którzy przygotowują drogę Chrystusowi, maja być tymi którzy prostują ścieżki naszego życia, pokazując na nowo sens kroczenia za Chrystusem, nawołując do nawrócenia czyli zawrócenia z dotychczasowej drogi i podjęcia refleksji nad tym dokąd każdy z nas zmierza. Pozwól Drogi Bracie i Siostro że dziś ja podążę tym samym kursem, obiorę podobną ścieżkę. 
Dzisiejsza Ewangelia – znowu Jan, znowu głos wołający na pustyni, ale tym razem pojawiają się już i inni ludzie. Pojawiają się ludzie posłani po to aby zbadać sprawę. A tak naprawdę po to aby pochwycić Jana na jakimś złym zamiarze, złym postępowaniu, aby przypiąć mu łatkę, bo nie wygodne im są słowa które głosi nauczyciel znad Jordanu, bo wytyka im błędy i wskazuje na niewłaściwe postępowanie. Jakże podobni są ci wysłańcy do dzisiejszego człowieka. Jakże często i my szukamy sensacji za wszelką cenę. Jakże ten dzisiejszy świat nakierowany jest na zaskakujące wydarzenia, na sprawy poczytne i wstrząsające nie koniecznie prawdziwe. Nie są ważne fakty, nie jest ważna prawda, nie liczą się ewentualne konsekwencje i następstwa informacji – byle tylko wytropić jakąś sensację. A jeśli nie da się jej wytropić, to chociaż spreparować. Np. przy pomocy podchwytliwych pytań wyciągnąć jakieś wieloznaczne słowo, które można będzie łatwo przeinaczyć bądź opacznie zinterpretować. Albo odpowiednio nagłośnić jakąś nieistotną, marginalną wypowiedź czy sprowokowaną sprytnie uwagę. Chyba właśnie temu miał służyć krzyżowy ogień pytań, którymi faryzeusze starali się przyprzeć do muru św. Jana Chrzciciela. 
Kilka tygodni temu w kościele seminaryjno-akademickim spotkanie z biskupem srebrnych i złotych jubilatów małżeńskich – kilka tysięcy osób; poniedziałkowe wydanie Trybuny Opolskiej na pierwszej stronie reportaż o rozwodach, a owe spotkanie pozostaje bez większego echa wspomniane w kilku zaledwie zdaniach na któreś tam z kolei stronie. Wizyta papieża Benedykta XVI w Niemczech, kilku sekundowa migawka w wiadomościach o spotkaniu na stadionie wypełnionym po brzegi młodymi ludźmi, ludźmi rozmodlonymi, którzy entuzjastycznie oczekują tego współczesnego proroka a zaraz potem długi wywód na temat protestów i kosztów papieskiej wizyty. Wszystko po to aby zaciemnić dobro które się dzieje, aby wypaczyć głos wołający o miłość. Wszystko po to aby podważyć działalność kościoła i jego pasterzy. 
Gdy ksiądz zapyta dlaczego nie macie ślubu – wtyka nos w nie swoje sprawy, najlepiej go unikać i nie wdawać się z nim w dyskusje. Gdy dziecku na katechezie przypomni o obowiązku niedzielnej Mszy św., albo zaprosi na Mszę św. szkolną – to przekracza swoje zadania i najlepiej szybko wysłać delegację by zwrócić mu uwagę że nie życzymy sobie. I są dzieci które chodzą na katechezę ale w kościele ich nie uświadczysz albo bardzo rzadko. A zdarza się i tak że przyjdą do katechety i powiedzą wprost: moje dziecko chodzi na lekcje religii chcemy by poszło do I-szej komunii, czy bierzmowania ale proszę księdza do kościoła my nie chodzimy i proszę nas nie przymuszać, nie dyskryminować. Najlepiej potem jeszcze znaleźć kilka spraw które można opatrznie zinterpretować, nadać im skandalicznego charakteru i mamy go z głowy. I możemy dalej wieść życie ciche i spokojne bo nie będzie nam się więcej naprzykrzał, bo pokazaliśmy mu na czym świat stoi jakie są realia, gdzie jest nasza racja. 
Ale Bracie i Siostro nie tędy droga. Ta ścieżka na pewno nie wiedzie do Chrystusa. Nie na tym rzecz polega aby szukać sensacji i nimi zamykać komuś usta, nie na tym polega nawracanie aby wykazać duszpasterzowi jego błędy i niedociągnięcia. Każdego dnia robię rachunek sumienia podczas wieczornej komplety, każdego dnia zadaję sobie pytanie co mogłem jeszcze zrobić, co mogłem zrobić lepiej jak bardziej ukazać Chrystusa, jak być bardziej Janem znad Jordanu dla dzisiejszego człowieka. I wiem że nie zawsze zrobiłem to dobrze, i wiem po namyśle że czasem należałoby inaczej ale jestem tylko głosem. Głosem wołającym do Twojego serca. Jeśli nie zaufasz temu wołaniu, jeśli uznasz że to fałszywy głos, albo co gorsza głos który krzywdzi a nie nawraca nie wzywa do prostowania swojego życia – to obojętnie co bym nie zrobił nie przekonam cię – zawsze znajdziesz sensację która zagłuszy ten głos. Zawsze można księdzu przypiąć łatkę i czuć się już usprawiedliwionym. 
Prowokacja i śledztwo wysłanników, którzy przyszli do Jana nie udały się, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Jan nie dał wciągnąć się w pułapkę. Nie pomogły ani pochlebne sugestie prorockiej czy wręcz mesjańskiej godności Jana, ani próby zastraszenia nieprawomocnym charakterem chrztu, którego udzielał. Gdyby uległ, jego misja na pewno skończyłaby się oskarżeniem o uzurpację władzy i wyrokiem skazującym. No i na nic by się nie zdało jego wołanie o nawrócenie, o przygotowanie się na przyjęcie Tego, który przynosi nam zbawienie. Właśnie w taki sposób św. Jan Chrzciciel wywiązał się ze swego zadania: dał świadectwo, że wobec Boga i działania Bożego, człowiek niewiele może. Że człowiek pozostawiony sobie, zamknięty i zapatrzony w siebie, i zdany tylko na siebie jest bezsilny. Albowiem nie ma i nie może być zbawienia bez Bożej pomocy, bez otwarcia się, bez zaufania, bez podjęcia trudu do którego wzywa głos kościoła, ciągle wzywa, nieustannie woła: prostujcie wasze drogi i ścieżki życia i przykładajcie do nich miarę Ewangelii a nie sensacji, zawiści, plotek i oskarżeń - wzywa i będzie wzywał.
Do pewnej małej parafii przybył nowy proboszcz. Był bardzo gorliwym kapłanem i z wielkim zapałem głosił Ewangelię. Bardzo chciał, aby jego nowi parafianie stali się poprzez jego naukę dobrymi ludźmi. Na swoją pierwszą Msze przygotował płomienne kazanie. Wierni uważnie słuchali tego, co mówił, i byli bardzo zadowoleni z nowego pasterza. W następną niedzielę przybyli równie licznie, aby słuchać tego, co też im powie. Zdziwili się bardzo, kiedy usłyszeli to samo kazanie, które było tydzień temu. Za tydzień przyszli znowu z nadzieją ze tym razem usłyszą coś nowego, ale jakież było ich zdziwienie gdy okazało się ze proboszcz mówi to samo. I tak sytuacje powtarzała się jeszcze przez kilka niedziel – to samo, i to samo. W końcu zdenerwowani parafianie wysłali delegację do proboszcza.
- proszę księdza, czemu ksiądz od pięciu niedziel mówi do nas to samo kazanie?
Proboszcz popatrzył na niech, po czym odpowiedział:
- jak mam zmienić kazanie, skoro wy nie zmieniacie swojego życia. Żyjecie tak samo jak pięć tygodniu temu. 
Prostujcie drogi wasze, równajcie ścieżki waszego życia.

piątek, 9 grudnia 2011

Kto nigdy nie żył.


Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Ten, kto nie kochał, nie wie co tęsknota
Nie wie, co gorycz, kto bez marzeń śnił

Co piękne jest, także jest i dobre
Ziemia, morze i gwiazdy
Księżyc, słóńca blask



Lecz poza nimi, trwoga i cierpienie
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Ten, kto nie kochał, nie wie co tęsknota
Nie wie, co gorycz, kto bez marzeń śnił

Co piękne jest, także jest i dobre
Ziemia, morze i gwiazdy
Księżyc, słóńca blask

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Nic nie utraci ten, co nie miał nic

Lecz poza nimi trwoga i cierpienie
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Nic nie utraci ten, co nie miał nic

wtorek, 6 grudnia 2011

Ignorance is your new best friend.

a person may cause evil not only by his action but also by his inaction - można czynić zło nie tylko swoim działaniem, ale także zaniechaniem działania.

Paramore - Ignorance (Official Video HQ) Plus Lyrics In Video

piątek, 2 grudnia 2011

Blogu mój, zaniedbany blogu.



Wiem ze się zaniedbałem i opuściłem w prowadzeniu. Nowa sytuacja, nowa rzeczywistość jaka mnie spotkała powoduje, że od prawie pół roku trudno mi się pozbierać. Zawsze chciałem być dla, starałem się nikomu nie odmawiać, zależało mi na dobrych relacjach z otoczeniem, na przyjaznych relacjach, na budowaniu przyjaźni dlatego tyle czasu i miejsca poświęciłem temu tematowi na tym blogu. Wiem że nie zawsze wszystko można dobrze zrobić, wszystkich zadowolić, że nie zawsze wychodzi ale walczyłem o to by bardziej łączyć niż dzielić. Wygrałem przyjaźń. Wiele spraw i chęć podołania swoim priorytetom, pełna mobilizacja niesienia pomocy i ukazywania wartości stała się pewnie przyczyna nieprzespanych nocy, problemów ze zdrowiem i wiele innych załamań. Dziś wiem jak może czuć się morderca, którego prześladuje fantom jego zbrodni. Najgorsze że nic nie mogę zrobić, że nie potrafię naprawić, choć mam świadomość ciężaru i bólu wiem że nie chciałem, że nie taki był mój zamiar, ale cóż tak zostało to odebrane, przegrałem wszystko. I pewnie ktoś powie: bogatszy w doświadczenia zacznij od nowa, ale jak?, jak? gdy ma się świadomość grzechu którego nie umiem naprawić.
Nie ma większej przyjaźnie od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Boże jakie to uczucie kiedy odwraca się od Ciebie ten za któregoś Ty oddał życie. Jak bardzo boli nienawiść! Widocznie za mało z siebie dałem bo nie zasłużyłem na przebaczenie. Widocznie przyjaźń której chciałem uczyć bardziej raniła niż budowała, dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłem?, dlaczego myślałem że jest dobrze, choć tyle razy pytałem. Marność nad marnościami, wszystko marność gdy straci się istotę, sens, wartość. Ileż bym oddał za możliwość naprawienia; ale została mi marność i chyba wieczne pokutowanie. Proszę Cię o jedno Panie: daj przyjaciołom szczęście a mi zmiłowanie.

niedziela, 18 września 2011

Dlaczego przebaczać?

Umiejętność przebaczania to najbardziej charakterystyczna cecha uczniów Chrystusa. Warto jednak zapytać czy należy przebaczać i dlaczego przebaczać?

I tak zacznijmy od rzeczy oczywistej: przebaczam, bo sam potrzebuję przebaczenia od Boga, bo Bóg chce byśmy sobie nawzajem przebaczali. Codziennie modlę się: "i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy...". No dobrze, ale moje winy nie są takie wielki mi nie trzeba aż tyle przebaczyć! - Czyżby? Przypomnę tylko to: "To nie gwoździe Cię przybiły lecz mój grzech...". Każdy nasz grzech rani miłość Boga, miłość która patrzy i cierpi z powodu odrzucenia. Więc ważne jest w pierwszym kroku abym umiał zobaczyć tu swoje grzech. dopiero wtedy gdy zrozumiem że jestem grzeszny, że sam potrzebuję Bożego przebaczenia i niejednokrotnie, dopiero wtedy gdy w prawdzie przyznam sobie że nieraz zawiniłem ale Bóg mi przebaczył bo mnie kocha, dopiero wtedy mogę zrobić następny krok.
Po drugie warto przebaczać bo sami potrzebujemy przebaczenia od ludzi. kto z nas nie zrobił czegoś głupiego, czegoś za co po prostu żałował, czegoś co było złe? Wtedy chcemy by ludzi nam przebaczyli. "Wiem zachowałem się jak...., byłem podły, nie powinienem tak, mam swoje wady ale proszę..., mam nadzieję że zaczniemy jeszcze raz, że mi wybaczysz, że dasz mi jeszcze szansę". Nie ma związku, przyjaźni, koleżeństwa - relacji, bez przebaczenia, bo nie ma człowieka bez winy. Przebaczam bo sam potrzebuję przebaczenia ludzi.
W końcu trzecia rzecz, jakże istotna. Przebaczam innym bo tak naprawdę to ja potrzebuję tego bym umiał innym przebaczyć. Przecież jeśli nie będę skłonny przebaczyć innemu to sam wpędzam się w tarapaty. Brak przebaczenia bardziej niszczy mnie niż tego komu nie chcę przebaczyć. Bo to ja będę nosił w sobie uraz, to w moim sercu będzie gorący kamień pretensji i nienawiści. To ja wiecznie będę się czuł skrzywdzony i za każdym razem gdy pomyślę, wspomnę czy spotkam tego komu nie chcę przebaczyć będę chodził ze skwaszoną miną, będę go mijał, będę w sercu rozdrapywał rany. Bez przebaczenia nie mogę być szczęśliwy. Chcesz być szczęśliwy? - ucz się przebaczać.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Kazanie na XXI NZ - pożegnanie z parafią.

     Do zakrystii wchodzi lektor, zadaje pytanie: „kto dziś ma kazanie?”, gdy należało mi odpowiedzieć ja – zazwyczaj kwitował to słowami: „znów ksiądz będzie krzyczał na ludzi?”. Ktoś inny powiedział „za bardzo się ksiądz zaangażował i dlatego tak się to teraz kończy”. Jeszcze inny może chciałby powiedzieć, a nie powiedział..., ale swoje myśli. W ostatnich dniach często dane mi było usłyszeć wiele słów na mój temat, na temat minionych 5 lat pracy w tej parafii. Były to słowa wdzięczności, uznania ale i nie zabrakło słów krytyki, słów wypowiadanych przez ludzi, słów ludzkiego osądu. I nic w tym dziwnego, bo jeśli przyjrzymy się dzisiejszym czytaniom to zauważymy, że i Jezus pyta ludzi za kogo go uważają, kim dla was jestem, jak myślicie po co przyszedłem, co robię i po co to robię. Jezus słucha ludzkich osądów o sobie, o swoich czynach. I można by dziś zapytać dlaczego Jezusowi potrzebna jest ta odpowiedź, czyżby nie wiedział kim jest, po co przyszedł. Zdaje się że nie, nie o to chodzi, a więc o co? Myślę że Jezus stawiając takie pytanie chce poznać na ile Jego osoba jest rozpoznawalna jako Syn Boży, na ile to co robi jest czytelnym znakiem Jego misji, Jego działania. Bo jeśli ludzie rozpoznają w nim Mesjasza to znaczy że dobrze wypełnia swoje zadanie, jeśli nie to co jeszcze należałoby zrobić. I cieszy się Jezus że Piotr rozpoznaje w Nim tego kim jest i po co przyszedł na świat.



     „Gdy strącę cię z twego urzędu i przepędzę cię z twojej posady, tegoż dnia powołam innego. Oblokę go w twoją tunikę i przepaszę go twoim pasem” – słowa I-szego czytania. Gdy coś się kończy w życiu człowieka to dobry czas na podsumowanie, na postawienie sobie tego pytania jakie w dzisiejszej Ewangelii postawił Jezus. Na zapytanie samego siebie – kim byłeś dla tych ludzi, kogo w tobie widzieli, jak wypełniłeś swoje zadanie. I takie pytania sobie stawiam, na ile ja ksiądz byłem dla Ciebie księdzem, kapłanem Chrystusowym.
     Zatem w tym ostatnim kazaniu nie chce już krzyczeć na ludzi, ale chcę je oprzeć o słowa tytułów rozdziałów mojej pierwszej obowiązkowej lektury z I-szej klasy szkoły podstawowej. Książka nosiła: tytuł „Trzy magiczne słowa”, a były to: proszę, dziękuję i przepraszam. Ja zacznę od końca.
     Przepraszam. Przepraszam Cię Bracie i Siostro że w mojej postawie w moim działaniu czasem brakowało chrystusowego kapłaństwa, że nie byłem dla Ciebie czytelnym znakiem zbawiciela. A przecież na obrazku prymicyjnym zapisałem słowa dzisiejszego II czytania: „z Niego i przez Niego, i dla Niego [jest] wszystko”, a jednak chyba do końca tak nie było, a jednak chyba czasem bardziej byłem ja niż ON- przepraszam. Przepraszam za słowa, gesty i czyny którymi  mogłem kogoś obrazić, zranić a może i skrzywdzić. Nie miałem takich zamiarów, nigdy nie chciałem aby ktoś był na mnie zły, aby ktoś miał przeze mnie powód do smutku. Zatem tych wszystkich których w jakikolwiek sposób skrzywdziłem proszę o przebaczenie. Przepraszam także moich kochanych ministrantów i lektorów także ich rodziców – mogło być lepiej. Przepraszam księdza Proboszcza i księży, przepraszam panie pełniące posługę na plebani za moje humory. Przepraszam.
     Ale pragnę także podziękować. Podziękować za atmosferę domu, za wspólne przeżywane uroczystości, Wspaniałym ludziom których tu poznałem dziękuję za każde dobre słowo, za każde ubogacające spotkanie, za gest otwartości i dane serce. Dziękuję.
     Proszę o jedno: proszę abyś jeślim Cię skrzywdził, byś mi wybaczył.

                                                 Time To Say Goodbye - Czas powiedzieć DO WIDZENIA!



Andrea Bocelli  Sarah Brightman   Time To Say Goodbye

piątek, 12 sierpnia 2011

Co ma przeminąć, to przeminie...



Pożegnanie...




Czas pożegnania. Ennio Morricone - Chi Mai


Po pięciu latach służby nadchodzi czas pożegnania z tyloma wspaniałymi ludźmi. Ubolewam bardzo nad tym że jest kilku takich z którymi nie udało mi się nawiązać dobrych relacji. To co miało być przyjaźnią na lata przerodziło się w nienawiść a przynajmniej złe ustosunkowanie do mnie. Choć tak naprawdę nie wiem dlaczego. "Za bardzo się ksiądz zaangażował" - powiedziała mama. Może i tak!, ale tego nie żałuję. Wierzę że dobro zwycięża. Tych wszystkich - CIEBIE - których w jakikolwiek sposób zraniłem słowem, czynem lub brakiem przepraszam i proszę o wybaczenie. Chciałbym każdemu z WAS umieć podać rękę i wierzyć że, gdy spotkamy się na ulicy nie odwrócisz głowy, a podasz rękę. To moje pragnienie, ale cóż można zrobić jeśli druga strona nie chce?! Modlić się - tak będę się za Ciebie modlił. Przepraszam!
Jest też ta wspaniała grupa ludzi dzięki którym było mi tu jak w domu, dzięki którym radośnie się wraca wspomnieniami do każdego dnia z nimi spędzonego. I choć chyba prawdą jest że jedna porażka ma większe znaczenie niż tysiąc zwycięstw, że jeden błąd smakuje bardziej gorzko niż tysiąc wspaniałych rzeczy które się zrobiło i osłodziło to byłbym niesprawiedliwy nie dziękując im za szczęście. Dziękuję za każdą oznakę przyjaźni, za każde wspaniałe spotkanie, za dobre słowo, za to że jesteś. Dziękuję!




sobota, 2 lipca 2011

Przebacz...

Za moje grzechy i słabości, za moje niewierności i zdrady z serca gorąco przepraszam i błagam o wybaczenie. Piosenka jest moją modlitwą na każdy dzień.
J. Kaczmarski, P. Gintrowski, Z. Łapiński - Modlitwa o wschodzie słońca

wtorek, 21 czerwca 2011

Kowal własnego losu.


Z okowów najmroczniejszej nocy,
których już nigdy dzień nie skruszy
Dziękuję bogom, których mocy
zawdzięczam hardość swojej duszy.

I chociaż ogrom cierpień w koło,
me usta skargą nie splamione.
Spadają ciosy na me czoło,
choć zlane krwią, lecz uniesione!




Tu gdzie się rozpacz z bólem splata,
jedynie śmierć się zakraść może.
W grozie mijają długie lata,
lecz strach mnie nie zmógł i nie zmoże!

I chociaż kroczę wśród chaosu,
błądzę w cierpienia mrocznej głuszy,
Jestem kowalem swego losu
i kapitanem swojej duszy!

 
"Ivictus"

piątek, 3 czerwca 2011

Drewniany jubileusz...

Od początku świata człowiekowi towarzyszy drewno i od zawsze go otacza. Pomimo tego że świat się rozwija a wraz z nim rozwija się technologia wciąż drewno otacza każdego człowieka. Chyba tego stanu rzeczy nie zmienimy i drewno zawsze będzie towarzyszyć naszemu życiu. Nie tylko drewniana podłoga dodaje wspaniałego klimatu w naszym domu, ale cała gama różnego rodzaju dodatków wykonanych z drewna. Drewno to meble, półki, ramki, ozdoby, drzwi, progi, krzesła. Przykładów tych można mnożyć i mnożyć. Czy wyobrażalibyśmy sobie życie bez drewna? Chyba nie, bo przecież, czym byśmy je zastąpili? To przecież drewno nadaje wnętrzu charakteru i gustownego wyglądu.
Drewno. Wiemy doskonale że pochodzi z lasu i to las je ukształtował. Tak jak kapłan pochodzi z ludu i ludzie go ukształtowali, ale jak drewno zostaje powierzone ręce mistrza który w niego potrafi wykrzesać to co potrzebna człowiekowi, czy to deskę do budowy domu, czy wspaniały mebel, tak kandydat na kapłana zostaje powierzony Chrystusowi, który ma z gorącego serca uczynić serce gotowe do służby Bogu, Kościołowi i człowiekowi. Jednak najlepiej ukształtowane i przerobione drewno może ulec zniszczeniu, może ulec spaleniu lub po prostu może być odstawione gdzieś na bok gdzieś, gdzie straci swoje walory i swoje znaczenie. Podobnie i człowiek, choć kapłan, może poczuć się odstawiony gdzieś na bok, gdzieś gdzie zamiast być potrzebnym i czuć że oddaje się służbie drugiemu poczuje wypalenie, poczuje pustkę, poczuje że wszystko co robi nie ma znaczenia.
Pocieszające jest jednak to, że czasem to odstawione na bok drewno, odzyskuje na znaczeniu i znowu jest czymś potrzebnym, czymś z czego zrobi się pożytek i znowu przynosi radość. Dziś mija 5 rocznica otrzymania od Chrystusa i Kościoła wspaniałego daru – daru kapłaństwa. W małżeńskim pożyciu pięciolecie określane jest mianem „drewnianego jubileuszu”. Panie chciej ze mnie, nieheblowanej deski, wykrzesać coś wspaniałego, daj mi na nowo odczuć radość ze służby, nawet jeśli mam być tylko drewnem do spalenia, daj abym dzięki Twojemu płomieniowi ogrzał choć jedno serce i aby ten przekazany żar stał się iskrą, zarzewiem ognia miłości, przyjaźni i oddania.

wtorek, 31 maja 2011

Prawdziwa przyjaźń gdy:

* nie jest lękiem przed samotnością,
* jest umiłowaniem powołania,
* pragnieniem dobra drugiego,
* uczciwością,
* wolnością wewnętrzną,
* zaangażowaniem w drugiego,
* jest dobrowolnie wybrana,
* potrafi być uboga,
* brak jej sentymentalizmu,
* oparta jest na szacunku,
* brak jej namiętności,
* jest niewyłączna,
* jest wypróbowana,
* akceptuje a nie tylko toleruje,
* uzupełnia się wzajemnie,
* ufa,
* jest otwarta,
* jest szczera,
* gdy jest równowaga w zaangażowaniu.
20 x Msza.

poniedziałek, 23 maja 2011

Soyka Cud niepamięci


Błogosławieni = szczęśliwi.

Większość ludzi niejednokrotnie słyszało słowo "błogosławieni", wielu używa tego słowa może nawet do końca nie będąc świadomi, że oznacza ono SZCZĘŚLIWI! Tak szczęśliwi - i Jezus w kazaniu na górze podaje kto może być szczęśliwy. Kto?

  • szczęśliwi ubodzy w duchu, nie człowiek który nic nie posiada, nie człowiek który rozdał wszystko i cierpi biedę, ale człowiek ubogi w duchu. Ubogi, czyli taki który wszystko ma u Boga, który kocha Boga ponad wszystko i jest świadom wielkiej Jego miłości i że we wszystkim co robi nie dorównuje miłości Boga i ciągle chce tę swoją miłość udoskonalać, i ciągle chce kochać coraz więcej, i ciągle chce spalać siebie dla Boga. Ten jest szczęśliwym.
  • szczęśliwi, którzy się smucą, nie człowiek ponury chodzący ze spuszczoną głową, ale ten który umie zasmucić się nad własnym grzechem. Kierowca jadący za szybko samochodem potrąca niezauważonego rowerzystę, wyskakuje z samochodu i krzyczy: O Boże co ja zrobiłem!!! Właśnie tak, jeśli upadnę, jeśli zgrzeszę i zrobię coś co odwraca mnie od Boga, czy umiem wtedy zawołać: O Boże co ja zrobiłem!?, czy umiem zasmucić się nad własnym grzechem? O Boże, co ja zrobiłem?, skłamałem!!, co ja najlepszego zrobiłem? Jeśli będę umiał zapłakać nad swoim grzechem będę szczęśliwy.
  • szczęśliwi cisi, tyle wokoło nas harmidru, rano budzi mnie radio-budzik i od pierwszych chwil muzyka i wiadomości, potem praca ciągłe gadanie, wrzask, wsiadam do samochodu i tu muzyka, radio; wieczorem telewizja, wiadomości - a cisza? Jak trudno zachować ciszę, a przecież Bóg przychodzi w ciszy. Wtedy gdy słychać serce, słychać miłość a przecież Bóg jest miłością. Słysząc Boga w swoim sercu będę szczęśliwym.
  • szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, pożądać sprawiedliwości ale także tej dotyczącej samego siebie. Stanąć w prawdzie! Nie cieszyć się że udało mi się znowu coś zrobić co wcale nie jest dobre a wręcz jest grzechem a nikt się o tym nie dowiedział. Zło jest złem i złem pozostanie. A czy czasem nie sprawia mi radości to że ze znajomymi razem... a przecież wiem że jest to złe i jeszcze dałem zły przykład, a może usprawiedliwiam się: bo wszyscy tak robią, albo że inni robią jeszcze gorzej?
  • szczęśliwi miłosiernia gdyby tak podzielić się miłością?, powiedzieć komuś miłe słowo, docenić czyjś trud. jak to było?: miłość wtedy się mnoży gdy się ją dzieli, tak?....
  • szczęśliwi czystego serca, to nie slogan, a gdyby to była koszula? Chodziłbyś w poplamionej koszuli, z brudnym kołnierzykiem w koszuli tak brudnej i to jeszcze wyjętej z kosza na pranie poszedłbyś na ważne spotkanie? ubrałbyś ją? A z sercem to co?, co innego?, można chodzić z grzechem tygodniami, miesiącami a może latami i dziwić się że jakoś to szczęście mnie omija, że jakoś nie umiem doznać takiego wewnętrznego spokoju.
  • szczęśliwi, którzy wprowadzają pokój, przecież zdarzy się zrobić coś złego, powiedzieć coś nie tak jak się zamierzało i czy to jest od razu powód do kłótni, a może by tak tylko spokojnie porozmawiać, zapytać dlaczego tak postąpiłeś, dlaczego to powiedziałeś. Pokój mój daję wam, nie tak jak daje świat - powiedział do nas Pan.
  • szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. umiesz z czegoś zrezygnować dla kogoś, umiesz zrobić coś wbrew sobie, własnym zachciankom po to by innym zrobić radość? Nie tyle własne szczęście co uszczęśliwiać innych, gdy to osiągniesz będziesz szczęśliwym.

Czy nie o takim szczęściu mówi Jezus?, Bóg? On chyba wie jak człowiek może być szczęśliwy - uwierzysz MU?



Nadzieja


piątek, 22 kwietnia 2011

Ciężko jest...; kazanie na Wielki Czwartek.

Umiłowani w Chrystusie Panu!

2000 lat temu, w ciepły, pogodny wieczór, na piętrze domu, nazwanego później wieczernikiem, dokonał się wielki cud. Nasz Pan Jezus Chrystus wziął w swe dłonie chleb i dał go do jedzenia uczniom, mówiąc: „To jest Ciało moje”. Potem podał kielich z winem i powiedział: „To jest Krew moja”.
Następnego dnia to Ciało zawisło na krzyżu, a krew płynęła z przebitego boku, obmywając grzechy świata.

Patrzcie, drodzy. Działo się to pod okupacją rzymską. Rzym upadł, cesarstwo rozsypało się w proch. Przyszły średniowieczne najazdy Hunów, Wandalów - także ich królestwa legły w gruzach. Cesarstwo Niemieckie próbowało zawładnąć Kościołem - dziś już go nie ma. Napoleon usiłował podbić cały świat - cóż zostało z jego dzieła? Przyszli Hitler i Stalin - ich imperia także upadły. Zobaczcie drodzy - 2000 lat rodzą się i umierają ludzie, powstają i giną państwa, rozpoczynają się i kończą wojny - a tu...

A tu bezbronny, biały opłatek chleba trwa wciąż i wciąż. Chyba nie mógł Chrystus w lepszy sposób stać się obecnym pośród swego ludu.

Św. Augustyn rzekł kiedyś tak: 
„Mimo że Bóg jest wszechmogący, nie mógł dać nam nic więcej;
mimo że jest samą mądrością, nie umiał nam dać nic więcej
i mimo że ma niezmierzone bogactwa - nie miał nam co więcej dać, dając siebie we Mszy św.”
Tak. Ileż mocy, siły, miłości - w tym kawałku chleba? Ile dobroci i troski o to, by być z nami! Ta miłość kazała Bogu stać się bezbronnym jak dziecko, by swą wszechmocą nie przerażać nas, słabych ludzi. Ta miłość kazała Mu wstąpić w chleb, byśmy przyjmując Go i posilając się Nim, stawali się jak on - chleb, z którego każdy potrzebujący i głodny może się posilić, wziąć kawałek.

Ta miłość kazała Mu wreszcie zamilknąć tu w tabernakulum po to, by wciąż słuchać, słuchać i słuchać...Słuchać naszych próśb, żalów i smutków, słuchać tego, co boli i trapi, słuchać o tym, co cieszy i raduje - i po cichu, prawie niewidocznie zmieniać nas, pomagać, byśmy stawali się lepsi, inni.
A my? Jakże często nie pamiętamy o tym, kto tak naprawdę jest ukryty w tym chlebie. I łykamy Go jak tabletki, proszki...
Niektórzy w ogóle nie pamiętają, że można do Niego przyjść. I robią łaskę, że uczestniczą we Mszy świętej. A przecież kochani to żadna łaska. To Bóg robi łaskę, że chce do nas, grzeszników, nędzarzy przychodzić ze swoją miłością. Że chce nas dotykać i karmić swoim Ciałem...

A ludzkie serca tak mało wdzięczne. A ludzkie serca tak ślepe na tę miłość. Stąd tyle zła na świecie, że nie dostrzegamy prawdziwej miłości. Słusznie zauważył kiedyś Wyspiański:
„Nie pomogą świata znachorzy,
gdy serca ludzkie boleją rozpaczą.
Nie pomogą - serc nie przeinaczą”.
Tak, najmilsi. Ludzkie serca może zmienić, przeinaczyć tylko Bóg. Dlatego Siostro i Bracie, staraj się jak najczęściej przychodzić do stołu samego Boga, by być po prostu człowiekiem.


Dzień dzisiejszy jest także ważny dla nas kapłanów. Przecież to właśnie dziś, na tej samej Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił sakrament kapłaństwa. “To czyńcie na Moją pamiątkę”.

To nie przypadek, że Eucharystię i kapłaństwo Jezus ustanowił w tym samym momencie. Można śmiało powiedzieć, że kapłaństwo zostało ustanowione przede wszystkim dla Eucharystii. Tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma Eucharystii - nie ma ani Mszy Świętej, ani Najświętszego Sakramentu. W tych sprawach, jak w żadnych innych nikt nie może kapłana zastąpić. I o tym przekonują się, nieraz bardzo boleśnie, ludzie żyjący w krajach, gdzie kapłanów brakuje.

Kapłaństwo jest darem, tak, jak Eucharystia. Jest darem Boga dla człowieka. I podobnie, jak Eucharystia jest tajemnicą. Tajemnicą jest i musi chyba pozostać, dlaczego akurat tych, a nie innych wzywa Bóg do szczególnej bliskości ze sobą. Tajemnicą jest także wielka miłość i zaufanie Boga, który w ręce kapłanów - ludzi słabych i grzesznych, jak każdy - złożył tak wielkie i święte sprawy. A jak widzą kapłana dzisiaj ludzie?
  • Jeżeli ksiądz jest dobroduszny i często się uśmiecha wtedy mówią, że się wygłupia
  • jeżeli bywa poważny i zamyślony, wtedy uważają go za wiecznie niezadowolonego i naburmuszonego.
  • jeżeli ksiądz jest powiedzmy ładny, ludzie często będą się zastanawiać i plotkować: ciekawe dlaczego się nie ożenił?
  • jeżeli jest brzydki stwierdzą bez cienia wątpliwości: na pewno nikt go nie chciał i poszedł na księdza!
  • jeżeli jest gruby, to podsumują złośliwie: O, takiemu to nic nie brakuje!
  • jeżeli jest chudy i choć trochę zaniedbany w ubiorze, wystarczy by nazwali go sknerą lub mało dbającym o swój schludny wygląd
  • kiedy mówi długie kazania, jest zawsze nudny i powtarza się
  • kiedy w czasie kazania zdarza mu się mówić podniesionym głosem, wtedy parafianie uważają, że nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy
  • jeżeli przepowiada "normalnie", to oczywiście nic z tego nie można zrozumieć, bo mówi bez zaangażowania, albo po prostu nie ma talentu mówcy
  • jeżeli wasz ksiądz stara się często odwiedzać swoich parafian i wobec nikogo nie przejdzie obojętnie, wtedy wielu uważa, że wtyka nos w nie swoje sprawy
  • jeżeli zaś przebywa stale na plebanii lub w domu parafialnym, to jest człowiekiem zamkniętym i nie interesują go problemy i codzienne życie innych
  • jeżeli ksiądz przetrzymuje zbyt długo penitentów przy kratkach konfesjonału, wtedy jest gadułą, często skrupulatem lub nie zna reguł dzisiejszego życia
  • jeżeli w konfesjonale jest zbyt “szybki”, wtedy mówią, że nie umie słuchać swoich penitentów, jest niecierpliwy i po prostu nie ma powołania
  • jeżeli ksiądz rozpoczyna punktualnie odprawiać Mszę świętą, wtedy jego zegarek zawsze śpieszy
  • jeżeli rozpoczyna z opóźnieniem , wtedy nie ceni i marnuje drogocenny czas innych
  • jeżeli chodzi w sutannie, wtedy uważają go za konserwatystę i nie przystosowanego do nowych czasów;
  • natomiast jeżeli często spotykają go ubranego po “świecku", wtedy ocenią, że strój duchowny jest mu ciężarem i określą go jako człowieka zbyt światowego i nie chcącego się określić w swoim powołaniu
  • jeżeli w kościele prosi lub dziękuje za ofiary na budowę czy remont waszego kościoła, wtedy mówicie, że za dużo mówi o pieniądzach;
  • natomiast jeżeli nic nie organizuje lub nie buduje od strony materialnej, to wtedy ocenia go się jako słabego gospodarza, a parafię za martwą, w której nic się nie dzieje
  • jeżeli wasz ksiądz jest młody, wówczas wszystko spisuje się na karb braku doświadczenia lub jeszcze seminaryjnej gorliwości i braku poczucia realizmu
  • kiedy jest już stary, to mówicie, że najwyższy czas, aby go posłali na odpoczynek w “zacisze" Domu Księży Emerytów.
Dobrze, że ludzie mówią o kapłanach. Źle byłoby, gdyby nic nie mówili. A to, że mówią świadczy o tym, że ludziom zależy na księżach.

Panie Jezu z Wieczernika pragnę Ci dzisiaj wyznać, że nie jest łatwo być dzisiaj Twoim kapłanem.
  • ciężko być księdzem kiedy ma się wrażenie, że wiatr ciągle wieje w oczy
  • ciężko być księdzem gdy pragnie się czynić dobrze, służyć, pomagać, a są tacy, którzy mówią, że oni to tylko dla siebie, dla wygody...
  • ciężko być księdzem gdy wielu chciało by bym zmieniał twoją Ewangelię
  • ciężko być księdzem gdy mówią mi młodzi i starsi, że słuchać o Tobie to nudy!
  • ciężko być księdzem gdy mówią, że księża to nic nie robią, a ja często nawet dla siebie czasu nie mam, a przecież są i tacy, którzy i zdrowie stracili, a za to jeszcze spotkała i niewdzięczność
  • ciężko jest gdy chce się być przyjacielem a traktują jak wroga
  • ciężko jest gdy atakują Twój Kościół i Twoje kapłaństwo i mówią o jego grzechach o swoich zapominają
  • ciężko być księdzem gdy się uśmiechają do mnie, a w sercu czują niechęć
  • ciężko słuchać grzechów innych i mieć świadomość swoich
  • ciężko mówić “To Jest Ciało Moje” kiedy moje takie słabe chociaż duch ochoczy
Mój drogi – powie Chrystus - ale czy Ja kiedykolwiek powiedziałem ci, że będzie łatwo, prosto i spokojnie czyż raczej nie mówiłem ci że:
“Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.”
Jeżeli mnie prześladowali to i was prześladować będą.
Kiedy chodziłem po ziemi jak człowiek; nauczałem, uzdrawiałem chorych, karmiłem głodnych, pocieszałem płaczących a nawet wskrzeszałem umarłych i co za to mnie spotkało – usłyszałem – “Ukrzyżuj go!”
A przypomnij sobie chociażby to wydarzenie kiedy uzdrowiłem dziesięciu trędowatych, ilu przyszło podziękować tylko jeden i to Samarytanin.
A czy moja nauka podobała się wszystkim, czy nie byłem wyrzutem sumienia dla faryzeuszów, czyż nie szukali sposobności żeby mnie pochwycić na słowie, zniesławić mnie, podkopać mój autorytet, a przecież w ostateczności posłużyli się nawet kłamstwie aby mnie zniszczyć.
Czy ty nigdy nie czytałeś Listy do Hebrajczyków, w którym mówię że: “Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabościom. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy.”Rozumiesz! Gdybyś był doskonały to nie mógłbyś WSPÓŁ – CZUĆ z innymi do których cię posyłam. Nie potrafił byś im towarzyszyć, a może i pycha zamknęła by ci drogę do nieba. A zresztą znam ciebie lepiej niż ty sam siebie!
Tak Panie jest mi teraz głupio, że w ten szczególny wieczór przeszedłem od narzekania boć przecież:
  • szczęśliwy jestem, że mnie wybrałeś
  • że czasami jestem tak blisko Ciebie, że aż Tobą, w Twojej osobie
  • szczęśliwy jestem gdy idę z Tobą do chorych i widzę ich radość, wzruszenie a czasami nawet łzy
  • szczęśliwy jestem, że często jestem znakiem sprzeciwu w świecie
  • szczęśliwy jestem, że czasami udaje mi się kogoś pocieszyć, otrzeć łzy, wzbudzić nadzieję
  • szczęśliwy jestem, że jest tylu, którzy się modlą za mnie, o zdrowie, o siły, o wytrwanie
  • dziękuję Ci Panie, że dajesz mi pragnienie świętości, miłość, nadzieję, że pozwalasz mi sprawować Twoje sakramenty i należeć tylko do Ciebie
Panie i chociaż tak do końca Cię nie rozumiem to jednak w ten szczególny wieczór chcę Ci powiedzieć jeszcze raz MOJE TAK! I powtórzyć za poetą ks. Janem Twardowskim:
Własnego kapłaństwa się boję,
Własnego kapłaństwa się lękam
I przed kapłaństwem w proch padam
I przed kapłaństwem klękam

Każdy ksiądz jest tylko człowiekiem, słabym i grzesznym, jak każdy inny i jak każdy człowiek potrzebuje modlitwy, dobrego słowa, zrozumienia, przyjacielskiego uścisku. Czy modlisz się za kapłanów: o siły, o błogosławieństwo, o ich świętość. A może potrafisz tylko krytykować i stawiać im niewykonalne dla siebie wymagania, i mówić że to nieroby?

“Boże, Uświęcicielu i Stróżu Twojego Kościoła, wzbudź w nim przez Ducha Twojego godnych i wiernych szafarzy świętych Tajemnic, aby za ich posługiwaniem i przykładem, przy Twojej pomocy, lud chrześcijański kierował się na drogę zbawienia".

W kazaniu wykorzystano pomoce znalezione na str. www.

sobota, 16 kwietnia 2011

Jego droga krzyżowa z Tobą.

J - Jezus
S - Szymon - TY.


J: Widziałeś Szymonie jak mnie prowadzili od Piłata? Ależ musiałem wyglądać...
S: Widziałem. Stałem z boku, pod murem... Po coś Ty się w to pakował?! Przecież mogłeś nie jeden raz się z tego wycofać. A Ty nie... jakbyś tego chciał. Nie rozumiem Ciebie.
J: Nie rozumiesz... No tak, ty nie krzyczałeś Hosanna, ani nie krzyczałeś ukrzyżuj. Ty nic nie krzyczałeś! Zawsze stoisz z boku, pod murem i patrzysz, jak co jakiś czas krzywdzą człowieka, osądzają go, zabijają... a ty tylko stoisz...



S: Nie osądzaj mnie tak ostro. Ty możesz wziąć krzyż, jesteś posłany, jesteś wybrany, ten krzyż pasuje Ci do ramion, a ja... ja mam swoje sprawy, mam swoich znajomych, umówioną spotkanie, a wieczorem ciepły fotel przed telewizorem...
J: Widzisz Szymonie, to nie jest mój krzyż i wcale mi nie jest z nim wygodnie...
S: No to, po co go wziąłeś, przecież też się mogłeś urządzić. Jesteś zdolny i mógłbyś uczynić swoje życie wygodnym... poszedłbyś na studia, zdobył tytuł naukowy, kupił samochód, wybudował dom...
J: A spotkałeś kiedyś ubłoconego pijaka, zrezygnowanego narkomana, prostytutkę, która nie wie co to jest miłość, głodnego, chorego...? Nie mogę im zostawić tej belki, bo nie uniosą. Nogi mi się uginają, ale nie zostawię ich własnemu losowi.


S: Oczywiście, nie zostawisz... Uważaj! Kamień! No i popatrz, leżysz. Nie uniesiesz tej belki. O każdy kamień będziesz się potykał, a zobacz ile ich tu leży...
J: Szymonie, to nie o kamień się przewróciłem. Pamiętasz, te spotkania, urodziny... Wypiliście nie jedną butelkę, a pustą wyrzuciliście beztrosko. To o tę butelkę się potknąłem...
S: No wiesz, że też tu musiała upaść... Przecież to nic złego tak od czasu do czasu...
J: To ty tak myślisz, ale ja tak od czasu do czasu muszę uderzyć czołem w ziemię, kiedy ty sobie pozwolisz. A przecież to boli...


S: Zobacz, ktoś tu stoi. Ja już ją gdzieś widziałem. Przychodziło wielu ludzi, szeptali coś po cichu, przesuwali takie paciorki na sznurku, a potem odchodzili jakby uspokojeni...
J: Wiedziałem, że Ją dojrzysz. To właśnie Jej wzrok pomógł mi wstać. Ale ty Jej nie rozumiesz, nie rozumiesz tych ludzi, którzy się do Niej modlą. Ja wiem, że trudno się codziennie modlić, ale spróbuj. Spróbuj zastąpić dziecinny paciorek szczerą rozmową z Bogiem - Przyjacielem i z Maryją – Matką.



S: Dobrze, pomogę Ci. Złap za jeden koniec, a ja za drugi, jakoś doniesiemy.
J: No widzisz, wziąłeś, ale cię musiałem długo przekonywać. Już tak daleko zaszliśmy, a ty dopiero teraz zdecydowałeś się...
S: Nie miałem przecież czasu, mam tyle spraw na głowie. Niekiedy to nawet nie mam czasu, żeby z kimś porozmawiać.
J: Odezwij się czasem do innych, ale nie ze zdenerwowaniem, z pretensjami, ale szczerze, ¬bezinteresownie! Czy musi z ciebie być handlowy komputer, przeliczający każdy dobry uczynek na pieniądze?
S: No tak, ale co ja z tego będę miał?
J: O właśnie, musisz zrezygnować z tego pytania, postaw sobie inne: Co to innym przyniesie dobrego? Zobaczysz, że więcej radości jest w dawaniu, aniżeli w braniu.



J: Teraz mi lepiej. Widziałeś tę dziewczynę? Podbiegła i otarła mi twarz. Tak niewiele potrzeba, aby komuś oczyścić twarz, powiedzieć o nim dobre słowo, pochwalić, albo przynajmniej nie przytakiwać obmowom, oszczerstwom, plotkom, podejrzeniom. Tak łatwo rzucić kpinę, bo tak wszyscy robią, bo ktoś ma już ustaloną opinię, takie szufladkowe życie.
S: Taka czerwona plama została na jej chuście, zabrudziła ją sobie.
J: Tak wszyscy myślą, że obronić oczernionego to upaprać się. Ty widziałeś tylko czerwoną plamę, a ona zobaczy twarz tego, którego broniła.



S: Ależ masz ciężki ten krzyż. Nie potrafię dłużej go nieść. Te małe kamienie, jakby drobnostki: iść na mszę, do spowiedzi, uważnie wysłuchać zajęć w szkole, być punktualnym, prawdomównym... Nie, nie potrafię! Nie mam już sił! Nieś sobie sam swój krzyż!
J: Szymonie nie zostawiaj mnie. No widzisz, znów leżę. Czy ty tego nie rozumiesz, że to jest twój upadek. Myślisz, że chrześcijaństwo to sprawa twoich dziadków? Zastanów się. Jesteś mi bardzo potrzebny. Starsi mojego krzyż nie poniosą, potrzebne mi są twoje silne ramiona.



S: Co te baby tu chcą, stoją i narzekają...
J: Nie osądzaj ich. Nie osądzaj swoich rodziców, starszych, nauczycieli, przełożonych...
S: A może mi powiesz, że mam ich słuchać, mam ich czcić, bo są starsi. Mam ich szanować, bo mają doświadczenie, bo mają zawsze rację, co?!
J: Nie, nie mów tak. Wcale nie masz być sierotą i niedorajdą. Masz prawo krytykować, zaprezentować swój punkt widzenia. O to przecież chodzi, abyś wniósł coś nowego w życie. Ale nie można burzyć tego, co jest dobre, bo dobro i mądrość jest udziałem starych i młodych, jak i niestety zło i głupota...



S: Znowu leżysz. Poczekaj, pomogę Ci. Co chwilę leżysz. Tyś się już chyba do tego przyzwyczaił.
J: Nie można się przyzwyczaić. Nie można się przyzwyczaić do buta na grzbiecie. Zło nigdy nie będzie dobrem, chociażby wszyscy się zmówili i tak głosili. Pijaństwo, narkomania, morderstwa nienarodzonych ludzi, kłamstwo, nieuczciwość, to wszystko zawsze będzie złem. Cel, bowiem nigdy nie uświęca środków.




J: No i co Szymonie, nic nie powiesz? Wstydzisz się. Coś ci tu nie gra. Na nagiego Boga nie będziesz przecież patrzył... ale ja nie odwołuję swoich słów: Co uczyniliście jednemu z tych moich najmniejszych, mnieście uczynili. Pamiętaj o tym, gdy będziesz patrzył na drugiego, myślał, pragnął... Pamiętaj, gdy zechce ci się uczynić z drugiego człowieka przedmiot...



S: Mówiłeś zawsze, że prawda wyzwala, że warto żyć dla prawdy, a teraz leżysz na wznak, a ręce i nogi masz przybite gwoździami. Czy to jest wolność?!
J: Tak Szymonie. To jest wolność, właśnie to. Wybrałem prawdę i ona przybija mnie do krzyża. Wybrałem prawdę, która każe mi być uczciwym, trzeźwym, czystym, dobrym, to często jest krzyżem...
S: Wolność krzyżem?! To, po co być wolnym, kiedy to oznacza cierpienie?
J: Nie, wolność wcale nie musi oznaczać cierpienia. Wolność to nie róbta co chceta, demokracja to też nie wolność. Ale widzisz, ukrzyżowany wznosi się ponad przyziemność, jego życie jest sensowne, prowadzi do zmartwychwstania. A ci, którzy nie chcą podać mi swej dłoni zostaną na ziemi i będą kręcić się wokół siebie.


S: Umierasz, umierasz z wyboru... nie z przekleństwem na tych, którzy Cię dobili, albo z przekleństwem na Boga, na siebie... chyba cośkolwiek Cię zrozumiałem. Wybrałeś dobro, wybrałeś służbę... jak ziarno, które musi obumrzeć aby zaowocować...




S: Chciałbym Cię zdjąć z krzyża Panie, ale nie chcę Cię znowu postawić przed sądem Piłata. Nie chcę, abyś powtarzał swoją krzyżową drogę. Będę to musiał teraz inaczej rozegrać – samemu wziąć belkę i pójść po Twoich śladach. I będę musiał się mocno starać, aby te słowa o chodzeniu Twoimi śladami nie były tylko wyświechtanym sloganem, ale konkretną rzeczywistością.





J: Nie patrz już Szymonie na mój grób. Popatrz dalej, a zobaczysz tych, dzięki którym znalazłem się tutaj. Umarłem... ale teraz żyję w Tobie Szymonie, żyję w Kościele i chcę dalej iść przez wszystkie miejsca na ziemi, jak wtedy w Jerozolimie – krzyżową drogą. I dlatego proszę cię o pomoc w dźwiganiu krzyża odpowiedzialności za człowieka. Ty Szymonie, gdziekolwiek i kimkolwiek jesteś, musisz zrozumieć, że wspólnota Kościoła jest twoim zadaniem, że jego rozwój zależy od ciebie. Nie zapomnij o tym nigdy.