sobota, 31 grudnia 2011

miniony rok?



Jeśli nie masz powodu by po policzku popłynęła Ci łza smutku lub radości z minionego roku - to był to rok stracony!

piątek, 30 grudnia 2011

30000 odwiedzin

DZIĘKUJĘ wszystkim którzy tu zaglądają, mam nadzieję że choć troszkę to co tu zostawiam ubogaciło Wasz życie, lub dało powód do chwili refleksji.

Dziękuję!

Boże mój, dopomóż mi chcieć tego, co Ty chcesz mi dać.

Chcę pokazać ci, jak radykalną zmianę powoduje moje przebaczenie. Po pierwsze, gdy stajesz przede Mną i wyznajesz swoje błędy, Ja potrafię ci je wybaczyć. To krok numer jeden. Następnym moim posunięciem jest wymazanie twojego grzechu. Biorę wielką gąbkę i wywabiam plamę po tym, co zostało zrobione. 
Ale jest jeszcze coś! Ja ci wybaczyłem, więc i ty teraz musisz wybaczyć sobie. To jedyna droga, żeby zacząć wszystko od nowa. Ja nie tylko wywabiam plamę grzechu, ale gdy ona już zniknie, zapominam, że w ogóle tam była! A tobie radzę przestać się obwiniać, ale wyciągnąć z tego, co się stało, dobre wnioski na przyszłość. Moje wybaczenie to nie pigułka powodująca amnezję, to szansa lepszego życia. Pamiętaj o tym co się stało po to, aby już nigdy nie postąpić tak samo.

przebaczenie ... ? ...

"Przebaczenie....? Niby łatwe, ale w rzeczywistości trudne do zrealizowania. Wielu z nas staje przed wyborem: przebaczyć czy nie. Ja też kiedyś znalazłam się w takiej sytuacji. I mogę śmiało stwierdzić, że przysporzyło mi to niemało kłopotu. Nie łatwo było przebaczyć przyjaciółce, która wiele lat naszej przyjaźni przekreśliła w jednej chwili. Na początku nienawidziłam jej, lecz później przypomniałam sobie słowa Chrystusa "miłujcie nieprzyjaciół swoich". Wtedy postanowiłam, że przemyślę to jeszcze raz. Była to przyjaźń piękna, rozkwitająca, wciąż odkrywająca swe wspaniałości. Każda z nas mogła liczyć na drugą. Dlaczego więc ona odeszła? Wiedziałam, że miała prawo odejść, ale i ja miałam prawo wiedzieć, dlaczego? Później zrozumiałam, że z jej strony nie była to prawdziwa przyjaźń. I nie pozostało mi nic innego, jak zrozumieć jej postępowanie i przebaczyć. Wtedy nauczyłam się akceptować wybory innych i w ten sposób rozumieć ich samych".                                                                                          Aga.

"Wiele rzeczy wokół nas dzieje się bez naszej wiedzy, często nie wiemy czego możemy spodziewać się od innych ludzi, czasem najbliższych przyjaciół. Przebaczyć po jakiejkolwiek krzywdzie jest bardzo trudno, potrzebujemy czasu, aby zebrać się w sobie i wreszcie wyciągnąć rękę i pogodzić się. Kiedyś myślałam, że wszystko na świecie jest proste i dobre, że każdy jest szczęśliwy. Niedawno zrozumiałam, że każdy musi przeżyć jakąś tragedię. Byłam chyba na skraju wiary we wszystko, co do tej pory było najważniejsze. Jednak pojednałam się ze sobą, ze wszystkim, co mnie otacza i z Bogiem. Niektórzy ludzie jednak nie rozumieją chyba słowa "wybaczać" często nie zdają sobie sprawy, że ranią innych, czasem swoich najbliższych. Dopiero, gdy ci odchodzą, zauważają wyrządzane im krzywdy, widzą, że tak naprawdę to oni bardzo mocno ich kochali, tylko nie umieli tego okazać. Dopiero niedawno ja sama nauczyłam się przebaczać. Uważam, że największą wadą człowieka jest niezdolność do przebaczania, do zrobienia pierwszego kroku w drodze do szczęścia. Dlatego każdy powinien nauczyć się tej odwagi, przynajmniej spróbować".
Iza.


"Przebaczenie jest najtrudniejszą decyzją, przed jaką może stanąć człowiek. Trudno jest wybaczyć komuś, kto bardzo nas zranił. Gdy człowiek, który nazywa nas swoim przyjacielem, nagle okaże się zupełnie inną osobą - wyrządza krzywdę, której już chyba nie da się naprawić. Przebaczyć takiej osobie jest bardzo trudno. Miałam kiedyś kolegę, którego znałam od najmłodszych lat. Bardzo się lubiliśmy. Myślałam, że gdyby nie on, to moje życie byłoby nudne, nieciekawe, po prostu nie miałoby sensu. W roku szkolnym wszystkie weekendy spędzaliśmy razem, na wakacjach codziennie wybieraliśmy się na wycieczki rowerowe. Czułam się z nim szczęśliwa. Zawsze potrafił mnie zrozumieć i rozweselić. Pewnego wrześniowego dnia wypowiedział słowa, których chyba nigdy nie zapomnę. Powiedział, że jestem głupia, nudna i że nie chce mnie już znać. Poczułam wielką rozpacz, ból, był prawie całym moim światem. On chciał mnie przeprosić, usiłował poprzez nasze koleżanki przekazać, że wcale nie chciał tego powiedzieć, że naprawdę tak nie myśli. Ale ja mu nie przebaczyłam. Kiedy wydaje mi się, że zapomniałam, to wciąż do mnie wraca ten żal i ból. Chciałam kiedyś mu wybaczyć. Modlę się o taką siłę dla mnie".
Iwona.

piątek, 23 grudnia 2011

Święty czas.

Tajemnica Bożego Narodzenia niech zagości w naszych sercach. 
Łaska Boża płynąca z betlejemskiego żłóbka niech napełnia pokojem i oświeca nadchodzące dni, aby każdy smutek mógł ustąpić, aby każdy brak został zaspokojony i aby nadzieja na nowo zapukała do naszych serc.

Błogosławionych Świąt!!!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

... jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata 
i wyciągasz do niego ręce, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, 
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", 
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość, 
jest Boże Narodzenie.


Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,


Zawsze wtedy, 
jest Boże Narodzenie.

Matka Teresa z Kalkuty


sobota, 17 grudnia 2011

Obdarowywany darczyńca.



Nigdy nie jest tak, żeby człowiek, czyniąc dobrze drugiemu, tylko sam był dobroczyńcą. Jest równocześnie obdarowywany, obdarowany tym, co ten drugi przyjmuje z miłością.

niedziela, 11 grudnia 2011

Kazanie III NA - oskarżenia.

Kolejna niedziela Adwentu i po raz kolejny jawi się przed nami postać Jana Chrzciciela. Tydzień temu gościł w naszej wspólnocie ojciec duchowny seminarium i także słuchaliśmy Ewangelii o Janie Chrzcicielu. On – moderator seminarium – w swoim kazaniu nakreślał nam postać tego wielkiego człowieka i porównywał go do współczesnych czasów. Chciał nam pokazać że takimi współczesnymi Janami mają być kapłani, mają być tymi którzy przygotowują drogę Chrystusowi, maja być tymi którzy prostują ścieżki naszego życia, pokazując na nowo sens kroczenia za Chrystusem, nawołując do nawrócenia czyli zawrócenia z dotychczasowej drogi i podjęcia refleksji nad tym dokąd każdy z nas zmierza. Pozwól Drogi Bracie i Siostro że dziś ja podążę tym samym kursem, obiorę podobną ścieżkę. 
Dzisiejsza Ewangelia – znowu Jan, znowu głos wołający na pustyni, ale tym razem pojawiają się już i inni ludzie. Pojawiają się ludzie posłani po to aby zbadać sprawę. A tak naprawdę po to aby pochwycić Jana na jakimś złym zamiarze, złym postępowaniu, aby przypiąć mu łatkę, bo nie wygodne im są słowa które głosi nauczyciel znad Jordanu, bo wytyka im błędy i wskazuje na niewłaściwe postępowanie. Jakże podobni są ci wysłańcy do dzisiejszego człowieka. Jakże często i my szukamy sensacji za wszelką cenę. Jakże ten dzisiejszy świat nakierowany jest na zaskakujące wydarzenia, na sprawy poczytne i wstrząsające nie koniecznie prawdziwe. Nie są ważne fakty, nie jest ważna prawda, nie liczą się ewentualne konsekwencje i następstwa informacji – byle tylko wytropić jakąś sensację. A jeśli nie da się jej wytropić, to chociaż spreparować. Np. przy pomocy podchwytliwych pytań wyciągnąć jakieś wieloznaczne słowo, które można będzie łatwo przeinaczyć bądź opacznie zinterpretować. Albo odpowiednio nagłośnić jakąś nieistotną, marginalną wypowiedź czy sprowokowaną sprytnie uwagę. Chyba właśnie temu miał służyć krzyżowy ogień pytań, którymi faryzeusze starali się przyprzeć do muru św. Jana Chrzciciela. 
Kilka tygodni temu w kościele seminaryjno-akademickim spotkanie z biskupem srebrnych i złotych jubilatów małżeńskich – kilka tysięcy osób; poniedziałkowe wydanie Trybuny Opolskiej na pierwszej stronie reportaż o rozwodach, a owe spotkanie pozostaje bez większego echa wspomniane w kilku zaledwie zdaniach na któreś tam z kolei stronie. Wizyta papieża Benedykta XVI w Niemczech, kilku sekundowa migawka w wiadomościach o spotkaniu na stadionie wypełnionym po brzegi młodymi ludźmi, ludźmi rozmodlonymi, którzy entuzjastycznie oczekują tego współczesnego proroka a zaraz potem długi wywód na temat protestów i kosztów papieskiej wizyty. Wszystko po to aby zaciemnić dobro które się dzieje, aby wypaczyć głos wołający o miłość. Wszystko po to aby podważyć działalność kościoła i jego pasterzy. 
Gdy ksiądz zapyta dlaczego nie macie ślubu – wtyka nos w nie swoje sprawy, najlepiej go unikać i nie wdawać się z nim w dyskusje. Gdy dziecku na katechezie przypomni o obowiązku niedzielnej Mszy św., albo zaprosi na Mszę św. szkolną – to przekracza swoje zadania i najlepiej szybko wysłać delegację by zwrócić mu uwagę że nie życzymy sobie. I są dzieci które chodzą na katechezę ale w kościele ich nie uświadczysz albo bardzo rzadko. A zdarza się i tak że przyjdą do katechety i powiedzą wprost: moje dziecko chodzi na lekcje religii chcemy by poszło do I-szej komunii, czy bierzmowania ale proszę księdza do kościoła my nie chodzimy i proszę nas nie przymuszać, nie dyskryminować. Najlepiej potem jeszcze znaleźć kilka spraw które można opatrznie zinterpretować, nadać im skandalicznego charakteru i mamy go z głowy. I możemy dalej wieść życie ciche i spokojne bo nie będzie nam się więcej naprzykrzał, bo pokazaliśmy mu na czym świat stoi jakie są realia, gdzie jest nasza racja. 
Ale Bracie i Siostro nie tędy droga. Ta ścieżka na pewno nie wiedzie do Chrystusa. Nie na tym rzecz polega aby szukać sensacji i nimi zamykać komuś usta, nie na tym polega nawracanie aby wykazać duszpasterzowi jego błędy i niedociągnięcia. Każdego dnia robię rachunek sumienia podczas wieczornej komplety, każdego dnia zadaję sobie pytanie co mogłem jeszcze zrobić, co mogłem zrobić lepiej jak bardziej ukazać Chrystusa, jak być bardziej Janem znad Jordanu dla dzisiejszego człowieka. I wiem że nie zawsze zrobiłem to dobrze, i wiem po namyśle że czasem należałoby inaczej ale jestem tylko głosem. Głosem wołającym do Twojego serca. Jeśli nie zaufasz temu wołaniu, jeśli uznasz że to fałszywy głos, albo co gorsza głos który krzywdzi a nie nawraca nie wzywa do prostowania swojego życia – to obojętnie co bym nie zrobił nie przekonam cię – zawsze znajdziesz sensację która zagłuszy ten głos. Zawsze można księdzu przypiąć łatkę i czuć się już usprawiedliwionym. 
Prowokacja i śledztwo wysłanników, którzy przyszli do Jana nie udały się, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Jan nie dał wciągnąć się w pułapkę. Nie pomogły ani pochlebne sugestie prorockiej czy wręcz mesjańskiej godności Jana, ani próby zastraszenia nieprawomocnym charakterem chrztu, którego udzielał. Gdyby uległ, jego misja na pewno skończyłaby się oskarżeniem o uzurpację władzy i wyrokiem skazującym. No i na nic by się nie zdało jego wołanie o nawrócenie, o przygotowanie się na przyjęcie Tego, który przynosi nam zbawienie. Właśnie w taki sposób św. Jan Chrzciciel wywiązał się ze swego zadania: dał świadectwo, że wobec Boga i działania Bożego, człowiek niewiele może. Że człowiek pozostawiony sobie, zamknięty i zapatrzony w siebie, i zdany tylko na siebie jest bezsilny. Albowiem nie ma i nie może być zbawienia bez Bożej pomocy, bez otwarcia się, bez zaufania, bez podjęcia trudu do którego wzywa głos kościoła, ciągle wzywa, nieustannie woła: prostujcie wasze drogi i ścieżki życia i przykładajcie do nich miarę Ewangelii a nie sensacji, zawiści, plotek i oskarżeń - wzywa i będzie wzywał.
Do pewnej małej parafii przybył nowy proboszcz. Był bardzo gorliwym kapłanem i z wielkim zapałem głosił Ewangelię. Bardzo chciał, aby jego nowi parafianie stali się poprzez jego naukę dobrymi ludźmi. Na swoją pierwszą Msze przygotował płomienne kazanie. Wierni uważnie słuchali tego, co mówił, i byli bardzo zadowoleni z nowego pasterza. W następną niedzielę przybyli równie licznie, aby słuchać tego, co też im powie. Zdziwili się bardzo, kiedy usłyszeli to samo kazanie, które było tydzień temu. Za tydzień przyszli znowu z nadzieją ze tym razem usłyszą coś nowego, ale jakież było ich zdziwienie gdy okazało się ze proboszcz mówi to samo. I tak sytuacje powtarzała się jeszcze przez kilka niedziel – to samo, i to samo. W końcu zdenerwowani parafianie wysłali delegację do proboszcza.
- proszę księdza, czemu ksiądz od pięciu niedziel mówi do nas to samo kazanie?
Proboszcz popatrzył na niech, po czym odpowiedział:
- jak mam zmienić kazanie, skoro wy nie zmieniacie swojego życia. Żyjecie tak samo jak pięć tygodniu temu. 
Prostujcie drogi wasze, równajcie ścieżki waszego życia.

piątek, 9 grudnia 2011

Kto nigdy nie żył.


Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Ten, kto nie kochał, nie wie co tęsknota
Nie wie, co gorycz, kto bez marzeń śnił

Co piękne jest, także jest i dobre
Ziemia, morze i gwiazdy
Księżyc, słóńca blask



Lecz poza nimi, trwoga i cierpienie
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Ten, kto nie kochał, nie wie co tęsknota
Nie wie, co gorycz, kto bez marzeń śnił

Co piękne jest, także jest i dobre
Ziemia, morze i gwiazdy
Księżyc, słóńca blask

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Nic nie utraci ten, co nie miał nic

Lecz poza nimi trwoga i cierpienie
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć
A tam gdzie miłóść, tam podąża śmierć

Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera
Nic nie utraci ten, co nie miał nic
Nic nie utraci ten, co nie miał nic

wtorek, 6 grudnia 2011

Ignorance is your new best friend.

a person may cause evil not only by his action but also by his inaction - można czynić zło nie tylko swoim działaniem, ale także zaniechaniem działania.

Paramore - Ignorance (Official Video HQ) Plus Lyrics In Video

piątek, 2 grudnia 2011

Blogu mój, zaniedbany blogu.



Wiem ze się zaniedbałem i opuściłem w prowadzeniu. Nowa sytuacja, nowa rzeczywistość jaka mnie spotkała powoduje, że od prawie pół roku trudno mi się pozbierać. Zawsze chciałem być dla, starałem się nikomu nie odmawiać, zależało mi na dobrych relacjach z otoczeniem, na przyjaznych relacjach, na budowaniu przyjaźni dlatego tyle czasu i miejsca poświęciłem temu tematowi na tym blogu. Wiem że nie zawsze wszystko można dobrze zrobić, wszystkich zadowolić, że nie zawsze wychodzi ale walczyłem o to by bardziej łączyć niż dzielić. Wygrałem przyjaźń. Wiele spraw i chęć podołania swoim priorytetom, pełna mobilizacja niesienia pomocy i ukazywania wartości stała się pewnie przyczyna nieprzespanych nocy, problemów ze zdrowiem i wiele innych załamań. Dziś wiem jak może czuć się morderca, którego prześladuje fantom jego zbrodni. Najgorsze że nic nie mogę zrobić, że nie potrafię naprawić, choć mam świadomość ciężaru i bólu wiem że nie chciałem, że nie taki był mój zamiar, ale cóż tak zostało to odebrane, przegrałem wszystko. I pewnie ktoś powie: bogatszy w doświadczenia zacznij od nowa, ale jak?, jak? gdy ma się świadomość grzechu którego nie umiem naprawić.
Nie ma większej przyjaźnie od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Boże jakie to uczucie kiedy odwraca się od Ciebie ten za któregoś Ty oddał życie. Jak bardzo boli nienawiść! Widocznie za mało z siebie dałem bo nie zasłużyłem na przebaczenie. Widocznie przyjaźń której chciałem uczyć bardziej raniła niż budowała, dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłem?, dlaczego myślałem że jest dobrze, choć tyle razy pytałem. Marność nad marnościami, wszystko marność gdy straci się istotę, sens, wartość. Ileż bym oddał za możliwość naprawienia; ale została mi marność i chyba wieczne pokutowanie. Proszę Cię o jedno Panie: daj przyjaciołom szczęście a mi zmiłowanie.