Kolejna niedziela Adwentu i po raz kolejny jawi się przed nami postać Jana Chrzciciela. Tydzień temu gościł w naszej wspólnocie ojciec duchowny seminarium i także słuchaliśmy Ewangelii o Janie Chrzcicielu. On – moderator seminarium – w swoim kazaniu nakreślał nam postać tego wielkiego człowieka i porównywał go do współczesnych czasów. Chciał nam pokazać że takimi współczesnymi Janami mają być kapłani, mają być tymi którzy przygotowują drogę Chrystusowi, maja być tymi którzy prostują ścieżki naszego życia, pokazując na nowo sens kroczenia za Chrystusem, nawołując do nawrócenia czyli zawrócenia z dotychczasowej drogi i podjęcia refleksji nad tym dokąd każdy z nas zmierza. Pozwól Drogi Bracie i Siostro że dziś ja podążę tym samym kursem, obiorę podobną ścieżkę.

Kilka tygodni temu w kościele seminaryjno-akademickim spotkanie z biskupem srebrnych i złotych jubilatów małżeńskich – kilka tysięcy osób; poniedziałkowe wydanie Trybuny Opolskiej na pierwszej stronie reportaż o rozwodach, a owe spotkanie pozostaje bez większego echa wspomniane w kilku zaledwie zdaniach na któreś tam z kolei stronie. Wizyta papieża Benedykta XVI w Niemczech, kilku sekundowa migawka w wiadomościach o spotkaniu na stadionie wypełnionym po brzegi młodymi ludźmi, ludźmi rozmodlonymi, którzy entuzjastycznie oczekują tego współczesnego proroka a zaraz potem długi wywód na temat protestów i kosztów papieskiej wizyty. Wszystko po to aby zaciemnić dobro które się dzieje, aby wypaczyć głos wołający o miłość. Wszystko po to aby podważyć działalność kościoła i jego pasterzy.

Ale Bracie i Siostro nie tędy droga. Ta ścieżka na pewno nie wiedzie do Chrystusa. Nie na tym rzecz polega aby szukać sensacji i nimi zamykać komuś usta, nie na tym polega nawracanie aby wykazać duszpasterzowi jego błędy i niedociągnięcia. Każdego dnia robię rachunek sumienia podczas wieczornej komplety, każdego dnia zadaję sobie pytanie co mogłem jeszcze zrobić, co mogłem zrobić lepiej jak bardziej ukazać Chrystusa, jak być bardziej Janem znad Jordanu dla dzisiejszego człowieka. I wiem że nie zawsze zrobiłem to dobrze, i wiem po namyśle że czasem należałoby inaczej ale jestem tylko głosem. Głosem wołającym do Twojego serca. Jeśli nie zaufasz temu wołaniu, jeśli uznasz że to fałszywy głos, albo co gorsza głos który krzywdzi a nie nawraca nie wzywa do prostowania swojego życia – to obojętnie co bym nie zrobił nie przekonam cię – zawsze znajdziesz sensację która zagłuszy ten głos. Zawsze można księdzu przypiąć łatkę i czuć się już usprawiedliwionym.
Prowokacja i śledztwo wysłanników, którzy przyszli do Jana nie udały się, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Jan nie dał wciągnąć się w pułapkę. Nie pomogły ani pochlebne sugestie prorockiej czy wręcz mesjańskiej godności Jana, ani próby zastraszenia nieprawomocnym charakterem chrztu, którego udzielał. Gdyby uległ, jego misja na pewno skończyłaby się oskarżeniem o uzurpację władzy i wyrokiem skazującym. No i na nic by się nie zdało jego wołanie o nawrócenie, o przygotowanie się na przyjęcie Tego, który przynosi nam zbawienie. Właśnie w taki sposób św. Jan Chrzciciel wywiązał się ze swego zadania: dał świadectwo, że wobec Boga i działania Bożego, człowiek niewiele może. Że człowiek pozostawiony sobie, zamknięty i zapatrzony w siebie, i zdany tylko na siebie jest bezsilny. Albowiem nie ma i nie może być zbawienia bez Bożej pomocy, bez otwarcia się, bez zaufania, bez podjęcia trudu do którego wzywa głos kościoła, ciągle wzywa, nieustannie woła: prostujcie wasze drogi i ścieżki życia i przykładajcie do nich miarę Ewangelii a nie sensacji, zawiści, plotek i oskarżeń - wzywa i będzie wzywał.

- proszę księdza, czemu ksiądz od pięciu niedziel mówi do nas to samo kazanie?
Proboszcz popatrzył na niech, po czym odpowiedział:
- jak mam zmienić kazanie, skoro wy nie zmieniacie swojego życia. Żyjecie tak samo jak pięć tygodniu temu.
Prostujcie drogi wasze, równajcie ścieżki waszego życia.
Dziękuję,że znów mogłam sie wsłuchać...a właściwie wczytać w tak mądre i budujące kazanie :))
OdpowiedzUsuń